Wiem, że zawsze marudzę na moje rozdziały, ale ten wyszedł mi naprawdę zły... xD Wytłumaczę się tym, że raz zaczynałam go pisać, przestawałam, po jakimś czasie znów zaczynałam i taki wyszedł nie wiadomo jaki... Ale dobra. Tak btw, to dziękuję WSZYSTKIM, którzy czytają tego mojego bloga i są w miarę na bieżąco.:) To naprawdę wiele dla mnie znaczy, nawet jeśli nie wszyscy komentują. Podziwiam Was, że jeszcze nie umarliście z nudów:P Dziękuję za Waszą anielską cierpliwość, bo wiem, że BARDZO nieregularnie dodaję te rozdziały, ale nie zawsze człowiek ma czas coś napisać. Postaram się, żeby następny rozdział był chociaż o 80% lepszy niż ten..;) I jeszcze raz wielkie dzięki! Ależ się rozpisałam.. Zamiast przeczytać, spędzicie pół dnia na czytaniu moich złotych myśli xD Ok, to miłego czytania!
__________________________________*
-Co jest kurwa?! –Zaczął kopać panicznie nogami we wszystkie
strony, starając się wstać, ale za każdym razem ślizgał się po zimnym,
wilgotnym piachu.
-Mike! To ja! Przestań kopać! –Usłyszał jakiś znajomy głos.
-Co? –Spytał jakby nieprzytomnie i spojrzał przed siebie.
Było ciemno, więc widział tylko zarys czyjejś sylwetki. –Kto?
-Adam! –Odpowiedział głos niecierpliwie.
-Stary! Wystraszyłeś mnie na śmierć! Co ty tu robisz?
-Wpadłem na herbatkę do jaszczurek. –Odparł z sarkazmem.
-Rany.. –Shinoda złapał się za głowę i opadł na piasek z
ulgą. Serce waliło mu jak oszalałe i o mało co nie wyskoczyło przez gardło.
–Jak ty się tu dostałeś?
-Wyszedłem za potrzebą, że tak powiem. Pośliznąłem się i
uderzyłem głową o jakiś kamień. Chyba zemdlałem, bo jak ty spadłeś, dopiero
odzyskałem przytomność.
-Musimy stąd wyjść, ale jaja. –Podsumował wszystko
pół-Japończyk i dźwignął się na nogi, co nie było łatwe, bo piasek wciąż się
osuwał. –Zrobimy tak: Ja cię podsadzę, a ty spróbujesz złapać się jakiejś
roślinki, albo coś w tym rodzaju, jasne?
-Dobra. –Zgodził się mężczyzna. Shinoda splótł z dłoni
„koszyczek”, Adam stanął naprzeciw niego, tak bardzo jak tylko to było możliwe,
bo było ciemno i złapał się jego ramion.
-Na trzy. –Powiedział Mike. –Raz… dwa… TRZY!
Adam podskoczył, wypchnięty przez ręce Michaela, przez pół
sekundy leciał w powietrzu, aż uderzył klatką piersiową o ziemię. Zaczął łapać
się wszystkiego po drodze, aż w końcu zaczepił się o dobrze wrośnięty w ziemię
kamień. Podciągnął się i już po chwili leżał i dyszał ze zmęczenia.
-Choinka, kiedy ja ostatnio ćwiczyłem…
-Nie gadaj, tylko mi pomóż! –Krzyknął z dołu Shinoda i wyciągnął w górę ręce.
Zaczynało już świtać. Słońce powoli wyłaniało się zza
horyzontu i niebo robiło się coraz bardziej niebieskie, przechodząc z ciemnego
granatu w błękit.
-I już… -Westchnął ciężko Mike rzucając się na ziemię.
Klatka unosiła mu się co chwila i opadała. –Chyba napiszę o tym piosenkę.
–Zażartował i powoli wstał.
-Chodźmy lepiej do autobusu, bo pewnie się o nas martwią.
-Racja. Pewnie chodzą i nas szukają. –Dodał Mike nieco
przerażony tą wizją i powoli ruszyli w stronę, gdzie powinien stać pojazd.
1996 rok…
-Tylko raz. Spróbujesz i jeśli nie będzie ci się podobało,
zrezygnujesz.
-Tak mówisz?
-No jasne!
-No ok…
Para stanęła przed fast foodem, gdzie wisiał szyld z napisem
„Burger King”.
-Ale żenada.. –Zaczął jęczeć Chester, gdy po wejściu do
środka w ich nozdrza uderzył zapach rozgrzanego oleju i smażonych kotletów.
-Chester! –Spiorunowała go wzrokiem dziewczyna. -Poczekam
tutaj.
-No ale… -gdy zobaczył jej wzrok, odechciało mu się
natychmiast dyskusji. Stanął przed drzwiami z napisem „personel” i zapukał
głośno. Otworzył mu wyższy mężczyzna ze śmiesznym wąsikiem.
-Słucham?
-Ja.. do szefa. W sprawie pracy. –I tu pokazał karteczkę,
którą dostał od brata.
-Za mną proszę.
20 minut później…
-Mam jutro zacząć o 8. –Powiedział uradowany swoim sukcesem
Bennington, wychodząc.
-No widzisz! –Ucieszyła się tą wiadomością Sam. –Wiedziałam,
że ci się uda. Musisz teraz podziękować Brianowi…
Wtedy zobaczyli przed sobą grupkę chłopaków kopiących
jakiegoś chłopaka leżącego na ziemi.
-Odechce ci się teraz oszukiwania nas, ty skurw*ielu!
–Krzyknął jeden i uderzył leżącego w brzuch, aż z jego ust trysnęła krew.
-Samantha, chodź stąd. –Powiedział szybko Chester, łapiąc ją
za ramię i ciągnąc do tyłu.
-Nie możemy go tak zostawić! Musimy mu pomóc, wezwać jakąś
pomoc! –Zaprotestowała. –Zabiją go!
-To nie nasza sprawa!
-I co z tego, musimy pomóc biedakowi! –Powiedziała stanowczo
dziewczyna i wyrwała się z uścisku chłopaka. –Chester!
-Dobra! –Prawie krzyknął zrezygnowany. –To co mamy zrobić?
Mam się rzucić na nich?! Zobaczy ilu ich jest!
Samantha wywróciła oczami zdenerwowana tą bezradnością
Benningtona i ruszyła odważnym krokiem w ich stronę, zostawiając go z tyłu.
Chłopak już prawie stracił przytomność. Był cały zakrwawiony
i posiniaczony. Nad nim stała czwórka mięśniaków, krzycząca różne wulgaryzmy
pod jego adresem.
-Zostawcie go! –Warknęła Sam, podchodząc do nich.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę i spojrzeli po sobie politowaniem.
Po chwili na ich twarzach wystąpiły szydercze uśmiechy.
Chester widząc to walnął się w czoło z otwartej dłoni.
Samantha była czasami nieprzewidywalna.
-Bo co, laleczko? –Odezwał się jeden.
-Nic! Po prostu go zostawcie! Co on wam zrobił?
-Powiedzmy delikatnie, że.. –Tu zbliżył się o krok. –to nie
twoja sprawa.
Reszta zachichotała groźnie, łypiąc na nią spode łba.
-Lepiej się nie wtrącaj, mała. –Dodał drugi i znów kopnął
leżącego w plecy. Ten jęknął żałośnie i wypluł z ust krew.
-Nie bij go! –Znów krzyknęła.
-Ej, ej! –Zaczął najwyższy. –Nie wtrącaj się, laluniu, bo i
ty pożałujesz. –Zagroził jej pięścią.
Wtedy Chester podbiegł do niego i rzucił się z pięściami,
bijąc gdzie popadnie.
-Nie będziesz jej groził, ty przygłupie! Zmierz się z kimś
swojego wzrostu!
Reszta również rzuciła się na walczących.
-Chester! –Pisnęła Sam, zakrywając oczy rękoma. –Zostawcie
go!
Czwórka tym razem biła i kopała Benningtona po wszystkim,
gdzie się dało. Chłopak przewracał się z boku na bok, ochraniając rękoma głowę
i szyję.
-Nauczycie się nie wtrącać w nie swoje sprawy!
-Zostawcie go, proszę! –Krzyknęła przez łzy.
Jeden z osiłków zbliżył się niebezpiecznie do Sam, szczerząc
żółte i krzywe zęby.
-Hej! –Ktoś krzyknął z drugiego końca ulicy. –Zostawcie ich!
Jakiś nieznajomy, czarnowłosy chłopak podbiegł do nich i
rzucił się na blondyna, zbliżającego się do dziewczyny. Wtedy zaczęła się
zajadła walka. Chester starał się walczyć z dwoma silniejszymi od siebie
chłopakami, co nie było zbyt łatwe, gdyż co jakiś czas dostawał od jednego albo
drugiego w brzuch albo w twarz i znów się przewracał.
-Pomocy! –Zaczęła wrzeszczeć Samantha na całe gardło. –Niech
ktoś nam pomoże!
Wtedy jak na znak, zza rogu pojawił się radiowóz policji.
Gdy banda umięśnionych chłopaków go zobaczyła, natychmiast się zerwali i rzucili
do ucieczki.
-Psy! Spadamy! –Krzyknął jeden i po chwili zniknęli za
rogiem.
-Tfu! –Chester dźwignął się na nogi i wypluł krew. Samantha
podbiegła do niego, łapiąc go w pasie i przytrzymując. Czarnowłosy chłopak
podbiegł szybko do leżącego.
-Mark! Mark! Żyjesz? Odezwij się!
Chłopak mruknął coś i jęknął z bólu.
-Cholera! –Wrzasnęła dziewczyna, gdy zobaczyła, że radiowóz
skręca w prawo. Najwyraźniej policjanci nie widzieli całego zajścia. –Chester?
Wszystko w porządku? Przepraszam, to mój wina!
-Ok., wszystko dobrze. Mogę sam stać. –Uśmiechnął się blado.
–Hej, ty, dzięki za pomoc. –Zwrócił się do czarnowłosego, wysokiego chłopaka,
który właśnie pomagał wstać pobitemu.
-Nie ma sprawy. Zresztą, wy pomogliście mojemu
przyjacielowi, więc jesteśmy kwita. –Uśmiechnął się nieznacznie i zarzucił rękę
przyjaciela przez szyję.
-Jasne, spoko. Tak naprawdę to zasługa mojej dziewczyny,
Sam. –Powiedział Chaz i pocałował dziewczynę w czoło.
-Dziękuję. –Stanął przed nimi i spojrzał na nich swoimi
ciemnymi, głębokimi oczami. –Gdyby nie wy, on… on mógłby umrzeć. Dziękuję.
–Powtórzył. –A tak w ogóle, jestem Michael, ale mówcie mi Mike.
***
-Jak myślicie, gdzie on jest? –Spytał Delson, gdy szli przez
ulicę.
-A bo ja wiem. –Odburknął Joe.
-Pewnie poszedł do domu. –Powiedział Dave i wsadził ręce w
kieszenie spodni. –Brr, robi się już zimno. Pospieszmy się. Moja mama robi
dzisiaj pyszne ciastka.
-Ooo, to czujemy się zaproszeni! –Zachwycił się Hahn i
oblizał na wieść o ciasteczkach domowej roboty. Gdy skręcili, zobaczyli przed
sobą Mike’a podpierającego ledwo żywego Marka.
-O choinka! Co wam się stało?! –Wrzasnął Brad i rzucił się,
by pomóc dyszącemu Shinodzie.
-Sprawka jego nowych „przyjaciół” –Tu nakreślił w powietrzu
cudzysłowie palcami.
-Ma czego chciał. Po co mu pomagałeś? –Warknął Joe, patrząc
na nich z pogardą. –Skoro wolał swoich NOWYCH koleżków, mógł sobie sam z nimi
poradzić.
-Joe! –Zganił go natychmiast Mike, po chwili robiąc jednak
zrezygnowaną minę. –Jakby nie było.. to jest nasz kumpel i nie powinniśmy go
zostawiać.
-Racja. W sumie oboje macie rację. –Podrapał się po głowie
Dave i z drugiej strony wsparł Marka. –Zanieśmy go do domu i spadajmy.
Rok 2007…
-To tak się o nas martwiliście?! –Krzyknął Shinoda z
oburzeniem na cały autobus. –Nie było nas przez tyle czasu, a wy, lenie, nawet
nie mieliście ochoty ruszyć te leniwe tyłki i nas poszukać!?
Razem z Adamem stali i patrzyli jak reszta Linkinów gra
sobie w karty z kierowcą i rozmawiają, śmieją się w najlepsze. Gdy Mike
wparował od razu wszystko ucichło.
-Wiesz co, Adam? Mogliśmy w ogóle nie wracać. Ciekawe, czy
bardzo by się przejęli! –Powiedział wybałuszając na nich oczy.
-Spokojnie Mike… -Adam poklepał go po ramieniu i siadł
zmordowany na fotelu.
-Dobre wieści Spike! –Rzucił Joe, jakby Mike w ogóle się
przed chwilą na nich nie wydzierał i nie wściekał.
-Co, znalazłeś nowe zapasy słodyczy? –Spytał z wyczuwalną
ironią w głosie Shinoda.
-Okazało się, że radio jednak działa! –Wyprzedził Hahna
Delson i zaraz dokończył z przejęciem: -Trzeba było tylko je odpowiednio
nastawić… -Spojrzał wtedy na kierowcę z wyrzutem.
-O Boże… -Mike wywrócił oczami. –Otacza mnie banda debili…
-Nie takich znowu debili! Nastawiłem radio! –Odparł z dumą
Delson, jakby właśnie wygrał jakiś konkurs.
-Niedługo mają po nas przyjechać. –Dopowiedział Rob i
poprawił karty.
2 godziny później…
-Już jesteśmy w drodze do Las Vegas. Spokojnie, nic się nie
stało… -Phoenix właśnie rozmawiał przez komórkę z żoną, która wyraźnie była
zaniepokojona tym, że dopiero dojeżdżają.
-Jak to dobrze znów widzieć cywilizację. –Westchnął głęboko
Chaz spoglądając na wysokie wieżowce, które co chwile mijali.
-Cała ta sytuacja na pustyni była jakaś dziwna… -Zauważył
Mike i zamyślił się. –Mam nadzieję, że już nic gorszego się nie przydarzy…
-Ta.. Coś ty. –Uśmiechnął się Chester i oparł wygodnie o
fotel, zamykając oczy.
Po chwili do Shinody zadzwonił telefon.
-O, Anna. –Ucieszył się Mike i zaraz odebrał.
-Hej, kochanie! Co tam…? Co? Jak… Co? Mów powoli… Co Otis..?
Jak to? Gdzie? Co…? Anna! Uspokój się i mów powoli, bo mam tu słaby zasięg i ledwo
cię…
Mike zamarł na chwilę i zapanowała cisza, przerywana tylko
pomrukiwaniem samochodu. Bennington słysząc to, a raczej nie słysząc nic,
najwyraźniej się zaniepokoił. Otworzył oczy i spojrzał na bladego Mike’a, który
ruszał ustami jak ryba wyciągnięta z wody. Chciał chyba coś powiedzieć, ale
najwyraźniej nie mógł. Po chwili się obudził i ryknął na cały samochód:
-Jak to Otis ci zaginął?!
/ Angel.Park
Pierwsze primo: ile razy mam powtarzać, że świetnie piszecie, zarówno jedna, jak i druga! Wasze teksty zawsze wywołują u mnie salwy śmiechu, więc to chyba coś oznacza. Poza tym bardzo rzadko widzę u Was błędy, więc nie jest beznadziejnie, tylko wspaniale!
OdpowiedzUsuńDrugie primo: przepiszę sobie cytaty z opowiadania na własny użytek, nigdzie ich nie opublikuję, obiecuję :)
I trzecie primo ultimo: zapraszam na nowy do siebie :D
Tu pisze jedna jak się orientuję xD
UsuńJerry, za ten rozdział należy ci się Chałwa xD
OdpowiedzUsuńŚwietny, świetny i jeszcze raz świetny. Jeny, nie wiedziałam, że to się tak skończy, zaskoczyłaś mnie. Czekam na następny i zapraszam też do siebie:
OdpowiedzUsuńonlymy-way.blogspot.com
i
you-could-be-mine-guns.blogspot.com
Rozdział jest świetny. Ta końcówka mnie zszokowała . ;( mam nadzieję, że Otis się odnajdzie . :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ;3 . ~ChazzyChaz ♥
gdzie znalazłaś te gify ? może wiesz z jakiego filmiku ?
OdpowiedzUsuńNa internecie, a z jakiego to LPTV to już nie pamiętam..
UsuńRozdział bardzo fajny ;)Mam nadzieję, że z Otisem, nic poważnego i że tylko chciałaś nas postraszyć xD
OdpowiedzUsuńps. Zapraszam na nowy rozdział na in-pieces.
Błagam Cię, napisz w następnym rozdziale coś więcej o Grey Daze, ja Cię błagam, bo nie ma żadnych blogów o nich, a Ty tak świetnie to opisujesz :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział . ;3 ~ChazzyChaz ♥
OdpowiedzUsuńNowy u mnie, zapraszam
OdpowiedzUsuńonlymy-way.blogspot.com
Pochwalę się, ża jak dotąd, to chyba najdłuższy :)
Zapraszam na kolejny!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Mam nadzieję, że to nic poważnego z Otisem i odnajdzie się. Zapraszam do siebie na nowy rozdział: lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy u mnie na onlymy-way.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jeden, zapraszam!
OdpowiedzUsuńNowy u mnie, na you-could-be-mine-guns.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy ;)
OdpowiedzUsuńNowy na onlymy-way.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam, nowy u El już jest!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy na
OdpowiedzUsuńonlymy-way.blogspot.com