czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 11: "Mówcie mi Mike"


Wiem, że zawsze marudzę na moje rozdziały, ale ten wyszedł mi naprawdę zły... xD Wytłumaczę się tym, że raz zaczynałam go pisać, przestawałam, po jakimś czasie znów zaczynałam i taki wyszedł nie wiadomo jaki... Ale dobra. Tak btw, to dziękuję WSZYSTKIM, którzy czytają tego mojego bloga i są w miarę na bieżąco.:) To naprawdę wiele dla mnie znaczy, nawet jeśli nie wszyscy komentują. Podziwiam Was, że jeszcze nie umarliście z nudów:P Dziękuję za Waszą anielską cierpliwość, bo wiem, że BARDZO nieregularnie dodaję te rozdziały, ale nie zawsze człowiek ma czas coś napisać. Postaram się, żeby następny rozdział był chociaż o 80% lepszy niż ten..;) I jeszcze raz wielkie dzięki! Ależ się rozpisałam.. Zamiast przeczytać, spędzicie pół dnia na czytaniu moich złotych myśli xD Ok, to miłego czytania!
__________________________________*
-Co jest kurwa?! –Zaczął kopać panicznie nogami we wszystkie strony, starając się wstać, ale za każdym razem ślizgał się po zimnym, wilgotnym piachu.
-Mike! To ja! Przestań kopać! –Usłyszał jakiś znajomy głos.
-Co? –Spytał jakby nieprzytomnie i spojrzał przed siebie. Było ciemno, więc widział tylko zarys czyjejś sylwetki. –Kto?
-Adam! –Odpowiedział głos niecierpliwie.
-Stary! Wystraszyłeś mnie na śmierć! Co ty tu robisz?
-Wpadłem na herbatkę do jaszczurek. –Odparł z sarkazmem.
-Rany.. –Shinoda złapał się za głowę i opadł na piasek z ulgą. Serce waliło mu jak oszalałe i o mało co nie wyskoczyło przez gardło. –Jak ty się tu dostałeś?
-Wyszedłem za potrzebą, że tak powiem. Pośliznąłem się i uderzyłem głową o jakiś kamień. Chyba zemdlałem, bo jak ty spadłeś, dopiero odzyskałem przytomność.
-Musimy stąd wyjść, ale jaja. –Podsumował wszystko pół-Japończyk i dźwignął się na nogi, co nie było łatwe, bo piasek wciąż się osuwał. –Zrobimy tak: Ja cię podsadzę, a ty spróbujesz złapać się jakiejś roślinki, albo coś w tym rodzaju, jasne?
-Dobra. –Zgodził się mężczyzna. Shinoda splótł z dłoni „koszyczek”, Adam stanął naprzeciw niego, tak bardzo jak tylko to było możliwe, bo było ciemno i złapał się jego ramion.
-Na trzy. –Powiedział Mike. –Raz… dwa… TRZY!
Adam podskoczył, wypchnięty przez ręce Michaela, przez pół sekundy leciał w powietrzu, aż uderzył klatką piersiową o ziemię. Zaczął łapać się wszystkiego po drodze, aż w końcu zaczepił się o dobrze wrośnięty w ziemię kamień. Podciągnął się i już po chwili leżał i dyszał ze zmęczenia.
-Choinka, kiedy ja ostatnio ćwiczyłem…
-Nie gadaj, tylko mi pomóż! –Krzyknął z dołu Shinoda i  wyciągnął w górę ręce.
Zaczynało już świtać. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu i niebo robiło się coraz bardziej niebieskie, przechodząc z ciemnego granatu w błękit.
-I już… -Westchnął ciężko Mike rzucając się na ziemię. Klatka unosiła mu się co chwila i opadała. –Chyba napiszę o tym piosenkę. –Zażartował i powoli wstał.
-Chodźmy lepiej do autobusu, bo pewnie się o nas martwią.
-Racja. Pewnie chodzą i nas szukają. –Dodał Mike nieco przerażony tą wizją i powoli ruszyli w stronę, gdzie powinien stać pojazd. 
1996 rok…
-Tylko raz. Spróbujesz i jeśli nie będzie ci się podobało, zrezygnujesz.
-Tak mówisz?
-No jasne!
-No ok…
Para stanęła przed fast foodem, gdzie wisiał szyld z napisem „Burger King”.
-Ale żenada.. –Zaczął jęczeć Chester, gdy po wejściu do środka w ich nozdrza uderzył zapach rozgrzanego oleju i smażonych kotletów.
-Chester! –Spiorunowała go wzrokiem dziewczyna. -Poczekam tutaj.
-No ale… -gdy zobaczył jej wzrok, odechciało mu się natychmiast dyskusji. Stanął przed drzwiami z napisem „personel” i zapukał głośno. Otworzył mu wyższy mężczyzna ze śmiesznym wąsikiem.
-Słucham?
-Ja.. do szefa. W sprawie pracy. –I tu pokazał karteczkę, którą dostał od brata.
-Za mną proszę.
20 minut później…
-Mam jutro zacząć o 8. –Powiedział uradowany swoim sukcesem Bennington, wychodząc.
-No widzisz! –Ucieszyła się tą wiadomością Sam. –Wiedziałam, że ci się uda. Musisz teraz podziękować Brianowi…
Wtedy zobaczyli przed sobą grupkę chłopaków kopiących jakiegoś chłopaka leżącego na ziemi.
-Odechce ci się teraz oszukiwania nas, ty skurw*ielu! –Krzyknął jeden i uderzył leżącego w brzuch, aż z jego ust trysnęła krew.
-Samantha, chodź stąd. –Powiedział szybko Chester, łapiąc ją za ramię i ciągnąc do tyłu.
-Nie możemy go tak zostawić! Musimy mu pomóc, wezwać jakąś pomoc! –Zaprotestowała. –Zabiją go!
-To nie nasza sprawa!
-I co z tego, musimy pomóc biedakowi! –Powiedziała stanowczo dziewczyna i wyrwała się z uścisku chłopaka. –Chester!
-Dobra! –Prawie krzyknął zrezygnowany. –To co mamy zrobić? Mam się rzucić na nich?! Zobaczy ilu ich jest!
Samantha wywróciła oczami zdenerwowana tą bezradnością Benningtona i ruszyła odważnym krokiem w ich stronę, zostawiając go z tyłu.
Chłopak już prawie stracił przytomność. Był cały zakrwawiony i posiniaczony. Nad nim stała czwórka mięśniaków, krzycząca różne wulgaryzmy pod jego adresem.
-Zostawcie go! –Warknęła Sam, podchodząc do nich.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę i spojrzeli po sobie politowaniem. Po chwili na ich twarzach wystąpiły szydercze uśmiechy.
Chester widząc to walnął się w czoło z otwartej dłoni. Samantha była czasami nieprzewidywalna.
-Bo co, laleczko? –Odezwał się jeden.
-Nic! Po prostu go zostawcie! Co on wam zrobił?
-Powiedzmy delikatnie, że.. –Tu zbliżył się o krok. –to nie twoja sprawa.
Reszta zachichotała groźnie, łypiąc na nią spode łba.
-Lepiej się nie wtrącaj, mała. –Dodał drugi i znów kopnął leżącego w plecy. Ten jęknął żałośnie i wypluł z ust krew.
-Nie bij go! –Znów krzyknęła.
-Ej, ej! –Zaczął najwyższy. –Nie wtrącaj się, laluniu, bo i ty pożałujesz. –Zagroził jej pięścią.
Wtedy Chester podbiegł do niego i rzucił się z pięściami, bijąc gdzie popadnie.
-Nie będziesz jej groził, ty przygłupie! Zmierz się z kimś swojego wzrostu!
Reszta również rzuciła się na walczących.
-Chester! –Pisnęła Sam, zakrywając oczy rękoma. –Zostawcie go!
Czwórka tym razem biła i kopała Benningtona po wszystkim, gdzie się dało. Chłopak przewracał się z boku na bok, ochraniając rękoma głowę i szyję.
-Nauczycie się nie wtrącać w nie swoje sprawy!
-Zostawcie go, proszę! –Krzyknęła przez łzy.
Jeden z osiłków zbliżył się niebezpiecznie do Sam, szczerząc żółte i krzywe zęby.
-Hej! –Ktoś krzyknął z drugiego końca ulicy. –Zostawcie ich!
Jakiś nieznajomy, czarnowłosy chłopak podbiegł do nich i rzucił się na blondyna, zbliżającego się do dziewczyny. Wtedy zaczęła się zajadła walka. Chester starał się walczyć z dwoma silniejszymi od siebie chłopakami, co nie było zbyt łatwe, gdyż co jakiś czas dostawał od jednego albo drugiego w brzuch albo w twarz i znów się przewracał.
-Pomocy! –Zaczęła wrzeszczeć Samantha na całe gardło. –Niech ktoś nam pomoże!
Wtedy jak na znak, zza rogu pojawił się radiowóz policji. Gdy banda umięśnionych chłopaków go zobaczyła, natychmiast się zerwali i rzucili do ucieczki.
-Psy! Spadamy! –Krzyknął jeden i po chwili zniknęli za rogiem.
-Tfu! –Chester dźwignął się na nogi i wypluł krew. Samantha podbiegła do niego, łapiąc go w pasie i przytrzymując. Czarnowłosy chłopak podbiegł szybko do leżącego.
-Mark! Mark! Żyjesz? Odezwij się!
Chłopak mruknął coś i jęknął z bólu.
-Cholera! –Wrzasnęła dziewczyna, gdy zobaczyła, że radiowóz skręca w prawo. Najwyraźniej policjanci nie widzieli całego zajścia. –Chester? Wszystko w porządku? Przepraszam, to mój wina!
-Ok., wszystko dobrze. Mogę sam stać. –Uśmiechnął się blado. –Hej, ty, dzięki za pomoc. –Zwrócił się do czarnowłosego, wysokiego chłopaka, który właśnie pomagał wstać pobitemu.
-Nie ma sprawy. Zresztą, wy pomogliście mojemu przyjacielowi, więc jesteśmy kwita. –Uśmiechnął się nieznacznie i zarzucił rękę przyjaciela przez szyję.
-Jasne, spoko. Tak naprawdę to zasługa mojej dziewczyny, Sam. –Powiedział Chaz i pocałował dziewczynę w czoło.
-Dziękuję. –Stanął przed nimi i spojrzał na nich swoimi ciemnymi, głębokimi oczami. –Gdyby nie wy, on… on mógłby umrzeć. Dziękuję. –Powtórzył. –A tak w ogóle, jestem Michael, ale mówcie mi Mike.
***
-Jak myślicie, gdzie on jest? –Spytał Delson, gdy szli przez ulicę.
-A bo ja wiem. –Odburknął Joe.
-Pewnie poszedł do domu. –Powiedział Dave i wsadził ręce w kieszenie spodni. –Brr, robi się już zimno. Pospieszmy się. Moja mama robi dzisiaj pyszne ciastka.
-Ooo, to czujemy się zaproszeni! –Zachwycił się Hahn i oblizał na wieść o ciasteczkach domowej roboty. Gdy skręcili, zobaczyli przed sobą Mike’a podpierającego ledwo żywego Marka.
-O choinka! Co wam się stało?! –Wrzasnął Brad i rzucił się, by pomóc dyszącemu Shinodzie.
-Sprawka jego nowych „przyjaciół” –Tu nakreślił w powietrzu cudzysłowie palcami.
-Ma czego chciał. Po co mu pomagałeś? –Warknął Joe, patrząc na nich z pogardą. –Skoro wolał swoich NOWYCH koleżków, mógł sobie sam z nimi poradzić.
-Joe! –Zganił go natychmiast Mike, po chwili robiąc jednak zrezygnowaną minę. –Jakby nie było.. to jest nasz kumpel i nie powinniśmy go zostawiać.
-Racja. W sumie oboje macie rację. –Podrapał się po głowie Dave i z drugiej strony wsparł Marka. –Zanieśmy go do domu i spadajmy.
Rok 2007…
-To tak się o nas martwiliście?! –Krzyknął Shinoda z oburzeniem na cały autobus. –Nie było nas przez tyle czasu, a wy, lenie, nawet nie mieliście ochoty ruszyć te leniwe tyłki i nas poszukać!?
Razem z Adamem stali i patrzyli jak reszta Linkinów gra sobie w karty z kierowcą i rozmawiają, śmieją się w najlepsze. Gdy Mike wparował od razu wszystko ucichło.
-Wiesz co, Adam? Mogliśmy w ogóle nie wracać. Ciekawe, czy bardzo by się przejęli! –Powiedział wybałuszając na nich oczy.
-Spokojnie Mike… -Adam poklepał go po ramieniu i siadł zmordowany na fotelu.
-Dobre wieści Spike! –Rzucił Joe, jakby Mike w ogóle się przed chwilą na nich nie wydzierał i nie wściekał.
-Co, znalazłeś nowe zapasy słodyczy? –Spytał z wyczuwalną ironią w głosie Shinoda.
-Okazało się, że radio jednak działa! –Wyprzedził Hahna Delson i zaraz dokończył z przejęciem: -Trzeba było tylko je odpowiednio nastawić… -Spojrzał wtedy na kierowcę z wyrzutem.
-O Boże… -Mike wywrócił oczami. –Otacza mnie banda debili…
-Nie takich znowu debili! Nastawiłem radio! –Odparł z dumą Delson, jakby właśnie wygrał jakiś konkurs.
-Niedługo mają po nas przyjechać. –Dopowiedział Rob i poprawił karty.
2 godziny później…
-Już jesteśmy w drodze do Las Vegas. Spokojnie, nic się nie stało… -Phoenix właśnie rozmawiał przez komórkę z żoną, która wyraźnie była zaniepokojona tym, że dopiero dojeżdżają.
-Jak to dobrze znów widzieć cywilizację. –Westchnął głęboko Chaz spoglądając na wysokie wieżowce, które co chwile mijali.
-Cała ta sytuacja na pustyni była jakaś dziwna… -Zauważył Mike i zamyślił się. –Mam nadzieję, że już nic gorszego się nie przydarzy…
-Ta.. Coś ty. –Uśmiechnął się Chester i oparł wygodnie o fotel, zamykając oczy.
Po chwili do Shinody zadzwonił telefon.
-O, Anna. –Ucieszył się Mike i zaraz odebrał.
-Hej, kochanie! Co tam…? Co? Jak… Co? Mów powoli… Co Otis..? Jak to? Gdzie? Co…? Anna! Uspokój się i mów powoli, bo mam tu słaby zasięg i ledwo cię…
Mike zamarł na chwilę i zapanowała cisza, przerywana tylko pomrukiwaniem samochodu. Bennington słysząc to, a raczej nie słysząc nic, najwyraźniej się zaniepokoił. Otworzył oczy i spojrzał na bladego Mike’a, który ruszał ustami jak ryba wyciągnięta z wody. Chciał chyba coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie mógł. Po chwili się obudził i ryknął na cały samochód:
-Jak to Otis ci zaginął?!  



/ Angel.Park

20 komentarzy:

  1. Pierwsze primo: ile razy mam powtarzać, że świetnie piszecie, zarówno jedna, jak i druga! Wasze teksty zawsze wywołują u mnie salwy śmiechu, więc to chyba coś oznacza. Poza tym bardzo rzadko widzę u Was błędy, więc nie jest beznadziejnie, tylko wspaniale!
    Drugie primo: przepiszę sobie cytaty z opowiadania na własny użytek, nigdzie ich nie opublikuję, obiecuję :)
    I trzecie primo ultimo: zapraszam na nowy do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jerry, za ten rozdział należy ci się Chałwa xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, świetny i jeszcze raz świetny. Jeny, nie wiedziałam, że to się tak skończy, zaskoczyłaś mnie. Czekam na następny i zapraszam też do siebie:
    onlymy-way.blogspot.com
    i
    you-could-be-mine-guns.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny. Ta końcówka mnie zszokowała . ;( mam nadzieję, że Otis się odnajdzie . :)
    Życzę weny i pozdrawiam ;3 . ~ChazzyChaz ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. gdzie znalazłaś te gify ? może wiesz z jakiego filmiku ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na internecie, a z jakiego to LPTV to już nie pamiętam..

      Usuń
  6. Rozdział bardzo fajny ;)Mam nadzieję, że z Otisem, nic poważnego i że tylko chciałaś nas postraszyć xD
    ps. Zapraszam na nowy rozdział na in-pieces.

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam Cię, napisz w następnym rozdziale coś więcej o Grey Daze, ja Cię błagam, bo nie ma żadnych blogów o nich, a Ty tak świetnie to opisujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział . ;3 ~ChazzyChaz ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowy u mnie, zapraszam
    onlymy-way.blogspot.com
    Pochwalę się, ża jak dotąd, to chyba najdłuższy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. Mam nadzieję, że to nic poważnego z Otisem i odnajdzie się. Zapraszam do siebie na nowy rozdział: lost-in-your-mistakes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Nowy u mnie na onlymy-way.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowy u mnie, na you-could-be-mine-guns.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Nowy na onlymy-way.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam, nowy u El już jest!

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapraszam na nowy na
    onlymy-way.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń