Rok 1991…..
-Ben, podsadź mnie
jeszcze trochę!
-Nie mogę już wyżej…
Auć! Uważaj, tu mam głowę!
-Ehh nic nie widzę…
Zasłoniła. –Chłopak z naburmuszoną miną podparł podbródek o powyginany,
blaszany parapet. Widział tylko krągłe kobiece kształty schowane za różową
zasłoną prysznica. Rękoma podciągnął się jeszcze bardziej, aby lepiej widzieć.
-Hej, Chaz! Nie
zapominaj, że my też chcemy coś zobaczyć… -Chester spojrzał z góry na dobrze
widoczną w ciemności rudą czuprynę Jake’a. Uśmiechnął się z lekką irytacją i
rzucił:
- Zamknij się i rób co
miałeś robić, bo nic nie słyszę.
-A co masz słyszeć??
Przecież ona się kąpie. A z resztą, moja robota jest do dupy! Mam stać na
czatach, a i tak nikt nie idzie… -Chłopak kopnął drobny kamyk i wsadził ręce w
kieszenie powycieranych dżinsów. Powiał
lekki wietrzyk i z nieba zaczął sypać się śnieg.
-Co to było…? –Szepnął
łamiącym się głosem Ben, łapiąc mocno za kostki stojącego na jego barkach
Chester’a. Ten zachwiał się lekko i przycisnął jeszcze bardziej do zimnej
ściany.
-Jak zwykle coś ci się
przesłyszało! Nie ruszaj się, bo spadnę. Ooo tak… -Przetarł zaparowane okienko
i dodał szczęśliwym głosem: -Chyba wychodzi!
-Co? Daj popatrzeć!
-Zaskomlał Jake i pociągnął Bena za kurtkę. Dwie sekundy później Chester leżał
już na ziemi. Na ich nieszczęście obok
stały śmietniki, co zaskutkowało głośnym rumorem.
-No to mamy
przejebane… -Stwierdził Chaz i jak na znak powstawali i ruszyli pędem w długą,
ciemną uliczkę z obawą, że ktoś ich usłyszał…
Rok 2006...
-Pamiętam to, jakby to było wczoraj! –Prawie krzyknął
uradowany mężczyzna. –Ahh te dziecięce lata…
-A jemu co? Zebrało się na wspominanie? –Podszedł Joe
chrupiąc paprykowe chipsy. Mike siedział na krześle, a przed nim opierał się o
sprzęt do nagrywania Bennington.
-Podglądaliśmy wtedy Betty Roule. Najlepszą sztukę w
mieście! –Dodał z błyskiem w oczach.
Mike spojrzał znacząco na Joe’go i wywrócił oczami.
-Tak, wiemy. Już nam to kiedyś mówiłeś… Gdzie jest tak w
ogóle Anna? –Zapytał Shinoda rozglądając się naokoło.
-Gdzieś w kiblu z Brad’em. –Odparł spokojnie Hahn, dalej
wcinając. Mike wstał tak gwałtownie, że o mało co nie strącił szklanki stojącej
na stoliku.
-C-co?!
-Próbują…
Zanim Joe zdążył jeszcze dokończyć Mike był już po drugiej
stronie pokoju. Zwinnie przeskoczył małą
ciemnowiśniową pufę i wskoczył do
łazienki jak oparzony. Nagle rozległ się sopranowy pisk. Wszyscy pozatykali
uszy i zbiegli się, żeby zobaczyć co się dzieje.
-WYNOCHA!! –Usłyszeli już normalny głos Delsona.
Reszta zespołu zbiegła się do łazienki z zaskoczonymi
minami, a tuż po nich weszła sama Anna.
-Co było cholery jasnej to do…?! –Wydusił z siebie pół
śmiechem Hahn.
-W tłumaczeniu na nasz… -Zaczął ze stoickim spokojem, jakby to nie był pierwszy raz Robert. –„Co to
do cholery jasnej…-Dodał beznamiętnie:-…było.”
-Eee… -Mike z zakłopotaną miną, podrapał się po głowie. –Ja…
ja myślałem, że…
-Haha Rob, wygrałem! –Krzyknął Joe. –Mike znowu się nabrał.
Wisisz mi kolejne 50 baksów.
-No nie..! Przez ciebie jestem już spłukany. Musze zbić moją
kochaną świnkę-skarbonkę… -Zrobił minę zbitego pieska i z opuszczoną głową
wyszedł z łazienki, a za nim dumny jak paw, Joe.
Chester i Phoenix wybuchnęli gromkim śmiechem.
-Nie wiem co jest śmieszniejsze: mina Mike’a… -Przerwał
Chaz, żeby nabrać powietrza po nagłym ataku śmiechu. –Czy widok kąpiącego się
Brad’a haha…
W tym momencie chłopaki spojrzeli na siebie poważnie, potem
na Delsona i znów na siebie. Zrobili pytające miny i natychmiast wstali z
podłogi.
-Założę się o całe 10 dolców, że jutro jest jakieś święto….
–Powiedział Dave do Chaz’a powoli wychodząc z łazienki. –Albo może wydajemy
nowy singiel…? –I wyszli rozprawiając na temat: z jakiej to okazji BBB bierze
prysznic.
-Mike… - Zaczęła Anna i ujęła czule rękę męża. –O co chodzi?
-Ja…
-Przepraszam gołąbeczki, że wam przerywam tą iście
porywającą konwersację, ale jednak chcę się wykąpać w spokoju. –Przerwał lekko
zażenowany tą całą sytuacją Brad. Stał zasłaniając się zerwaną zasłonką. Jego
włosy oklapnęły dając mu dość komiczny wygląd.
-Och..! –Anna zarumieniła się, zasłoniła oczy i natychmiast wyszła. Kiedy była już w pokoju krzyknęła: -Przepraszam! Mike, wychodzisz, czy
chcesz jeszcze się popatrzeć na nagiego Brad’a? Zaczynam się robić zazdrosna…
-Jasne! –Rzucił pośpiesznie Shinoda i wyszedł szybko z
łazienki.
-Mike, ja jadę już do domu. Trzeba zabrać dzieci z
przedszkola i zrobić jakiś obiad. O której wrócisz? –Spytała Anna zakładając
kurtkę.
-Tak jak zwykle… -Zamyślił się. Przed oczami zobaczył plac
zabaw, na którym bawił się razem z Otis'em i Jade. Poczuł jakieś dziwne ukłucie
w sercu. Wyrzuty sumienia, że nie ma wystarczająco dużo czasu dla własnych dzieci.
Albo jest w trasie, albo w studiu. Nie może z nimi spędzić czasu jak normalny
ojciec. Prawie nigdy nie ma go w domu…
-Mike? Dobrze się czujesz? Mówię do ciebie… -Wyrwał go z
zamyśleń głos żony. –Powinieneś odpocząć…
-Wszystko dobrze. –Podszedł i czule pocałował ją w czoło. –Jedź
ostrożnie.
-I uważaj na piratów drogowych! –Dodał zza fotela Joe.
Właśnie oglądał coś w TV i kończył już kolejną paczkę chipsów. Anna uśmiechnęła
się tylko i pocałowała męża w usta.
-Oczywiście, proszę pana. –Puściła mu oczko i skierowała się
ku wyjściu.
-Anna! I jeszcze coś…
-Tak? –Odwróciła się szybko.
-Kocham cię. –Dawno jej tego nie mówił. Nie było czasu. Nie było
czasu dla własnej żony… Kobieta uśmiechnęła się.
-Ja ciebie też. -I wyszła. Mike jeszcze przez chwilę stał w
miejscu spoglądając w drzwi, w których zniknęła jego ukochana kobieta. Dopiero co
wyszła, a już czuł, że brakuje mu jej osoby. Już tęsknił.
-Ej, Shinoda! –Usłyszał głos Chester’a. –Bawisz się z nami w
Musical Cats??
-Cholera, chłopaki… Mamy dużo roboty! Musimy skończyć w końcu
to demo…
-Przynudzasz. Zrobiłeś się ostatnio jakiś sztywny. –Stwierdził
Hahn. –Za sztywny… Wyluzuj.
-Przepracowujesz się stary. –Dodał Chaz. Podszedł do przyjaciela i poklepał go po ramieniu. –Przydałaby ci się
jakaś rozrywka… Może chodźmy do… -Zanim zdążył skończyć, przerwał mu Joe:
-Do klubu ze striptizem! –Dodał uradowany.
Wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata.
-Doba, pograjmy w szachy… -Powiedział znudzonym głosem Hahn
i odwrócił się, żeby dalej oglądać atomówki.
-Chodźmy lepiej na jakąś imprezę… -Zaczął Dave. –Słyszałem,
że niedaleko jest dobry klub...
___________________*
Tadaam! W końcu ten pierwszy rozdział. Przyznam, że dość opornie mi to szło. Wręcz koszmarnie:P Długo obiecywałam, że go dodam i coś tam jest... Przepraszam, że tak to przeciągnęłam. Mam nadzieję, że pomimo wszystko dobrze się czytało:) / Angel.Park
O matko... ty to masz talent do pisania.! I jeszcze o LP.! Najlepszy zespół ever. \m/
OdpowiedzUsuńBędę tu często zaglądać. ;D
Haha, rozbroił mnie ten rozdział XD Kocham :D
OdpowiedzUsuńPisz szybko kolejny! :P
Urocze to było. :D Haha, najlepszy teks Anny jak byli w tej łazience, że robi się zazdrosna. Tylko szkoda, że tak długo trzeba było czekać na krótki rozdział.
OdpowiedzUsuńWiem,, wiem...:P Nie miałam po prostu czasu, żeby wcześniej coś dodać i weny.
UsuńHej. :3 Informuję, że dodałam prolog nowego opowiadania, zapraszam.
UsuńSytuacja z kąpielą zdecydowanie najlepsza, pokładałam się ze śmiechu, serio, hahahah : d Boskie, świetny pomysł. Dziękuję za komentarz i prosiłabym o informację jak pojawi się kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńA co do kąpieli, to ja tam bym się nie obraziła jakby tam z moje łazienki skorzystał xd
Pozdrawiam i życzę weny.