Ok, mamy rozdział 2. Wiem, że szybko jak na mnie, ale dodałam na specjalną prośbę Paoli <3 I dlatego tą część dedykuję Tobie:D Enjoy!
______________________*
-Chodźmy lepiej na jakąś imprezę… -Zaczął Dave. –Słyszałem,
że niedaleko jest dobry klub.
-O niee. Nie ma mowy! –Zaprotestował Mike. –Dzisiaj chcę
wrócić do domu o normalnej porze…
-Nie przesadzaj! Dostarczymy cię do domu przed 23:00.
–Puścił mu oczko Hahn.
Nagle usłyszeli
otwierające się pomału i skrzypiące jak w horrorach drzwi. Wszyscy odwrócili się w stronę skąd dobiegał
dźwięk. Z łazienki buchnęła biała para i zobaczyli zamazany zarys sylwetki
Delsona.
-Big Bad Brad jest już czysty… -Dodał tajemniczym głosem i
wszedł do pokoju. Chłopaki jeszcze przez chwilę dziwnie się na niego patrzyli i
wybuchli śmiechem. –No co?
-Nosisz piżamkę w misie? –Zapytał drwiąco Phoenix.
-To takie słodkie… -Rozmarzył się Joe, podszedł do Brad’a i
uszczypnął go w policzek. –Ale właśnie wybieramy się na grube party i nie
możemy tam brać dzieci poniżej 18 lat.
-Spadaj! Czytałem ostatnio, że Britney lubi misie, więc
sobie taką sprawiłem…
Chłopcy znów spojrzeli na niego z dziwnymi minami.
-Dobra! Koniec, bo robi się dziwnie. –Stwierdził Rob i
usiadł na fotelu. Tym razem oczy skierowały się na niego. –No co? Nogi mnie już
bolą od tego stania… Co się tak gapicie jak pies na kość?!
-Wariactwo. –Powiedział Mike i usiadł za biurkiem. –Nigdzie
nie idę. Chcę skończyć tą piosenkę. DZISIAJ. –Dodał z naciskiem na „dzisiaj” i
włączył komputer.
-Jak chcesz. Idziecie
chłopaki? –Spytał Chaz zakładając buty.
Na chwilę zapadła cisza i wszyscy ruszyli tabunem w stronę
drzwi.
-To niesprawiedliwe! –Zaprotestował Mike. –Sam mam tu
siedzieć?
-Ależ skąd! Zostanie z tobą Remy… -Uśmiechnął się
podejrzliwie Joe.
-Oo w takim razie idę z wami! –Dodał pośpiesznie i wyłączył
kompa. Owinął szalik wokół szyi i zobaczył przed oczami Annę z dziećmi. Nie
mogła dać sobie sama rady. Krzątała się po kuchni. Dzieci płakały, a z garów
wydobywał się czarny dym. –Nie… Jednak nie idę.
-Ej, co się z tobą dzieje? –Spytał Chaz. –Na pewno wszystko ok.? Raz mówisz tak,
raz tak…
-Eee… Jak będziecie jechać , to po drodze podrzucicie mnie
do domu. Tam skończę.
-Piosenkę? –Spytał zdziwiony Brad. –Chłopie, masz bzika na
tym punkcie.
-Shinoda, idź do diabła! Jest weekend. –Oburzył się Chester.
–Nam też się należy odpoczynek. Tak, czy siak jedziemy i nic nas nie zatrzyma!
Wszyscy ubrani?
-Yyyy… -Wszyscy spojrzeli na Delsona.
-Cholera jasna, Brad! Chcemy już wychodzić, a ty nawet się
nie przebrałeś?! –Spytał Joe.
-Dopiero co się kąpałem, a na dworze jest zimno! –Zaskomlał.
–Przeziębię się…
-Tak, więc jak mówiłem… -Zaczął Hahn. –Dzieci zostają w
domu, a dorośli idą się bawić. Idziemy!
Dave otworzył drzwi i wyszedł. Za nim Chaz, Rob, Joe i Mike.
-Chłopaki, czekajcie! Już idę… -Krzyknął Brad w pośpiechu,
włożył buty, zarzucił na siebie kurtkę i wybiegł za nimi.
-Odpalaj maszynę Chaz! –Powiedział uradowany Delson, gdy już
wszyscy siedzieli w samochodzie.
Każdy spojrzał na niego i zrobili minę w stylu „face palm”.
-Nie będziesz siedział z przodu! –Powiedział szybko Dave i
zamienił się z nim na miejsca. Teraz Chester siedział przed kierownicą, obok
niego Farrell, a z tyłu od lewej Mike, w środku Joe i Rob.
-A gdzie miejsce dla mnie?! –Spytał rozczarowany BBB.
-O nieeee! Ja nie biorę go na kolana. –Zaprotestował Hahn.
-Nie masz wyjścia, Joe. Zajmujesz 50 % przestrzeni w
samochodzie. –Powiedział Rob i jęknął,
bo klamka od drzwi wgniotła mu się w bok, kiedy Mr. Hahn się poruszył, by
spróbować go zabić.
-Dobra, wsiadaj, bo nam klub zamknął! –Powiedział już
zirytowany Chester.
Brad zapakował się z
tyłu na kolana do Mike’a i zadowolony zamknął drzwi z hukiem.
-To będzie takie kompromitujące, gdy ktoś nas zobaczy…
-Skrył twarz w dłoniach Dave.
-To nie ty trzymasz na kolanach chomika, więc siedź cicho!
–Odgryzł się Shinoda. –Będę cały we włosach…
Wszyscy zachichotali i W KOŃCU Chaz włożył kluczyki do
stacyjki i spróbował odpalić. Raz przekręcił… Nic. Drugi raz i nic.
-O nie, nie, nie, nie. –Modlił się po cichu Joe.
-Cisza! –Zagrzmiał Bennington i otarł kroplę potu spływającą
mu po skroni. Ostrożnie, jakby to zależało od tego, czy przeżyją- kolejny raz
przekręcił kluczykiem. Nic.
-No nie… -Powiedzieli wszyscy naraz.
-To idziemy na piechotę… -Stwierdził po chwili milczenia
Brad i pierwszy wysiadł z auta. Chester walnął głową o kierownicę.
-Nie załamuj się Chaz. –Zaczął Rob. –Może weźmiemy taksówkę?
Auuć! Joe, uważaj!
-Taaa… Nie mamy chyba innego wyjścia odpowiedział Mike i też
wysiadł. –Chodźcie… Dave, dzwoń po jakąś taksówkę, albo coś w tym rodzaju.
–Spojrzał na zegarek. –No nie, już dziewiąta!
-Tak Mike, spóźniłeś się na dobranockę. –Uśmiechnął się
Hahn.
-Halo? Dzień dobry… ja chciałem zamówić taksówkę, na teraz…
tak, wiem, która godzina, przecież jeździcie przez 24 h… C-ciocia Grace?! Eee
przepraszam, że ciocię budzę… Tak, wiem, że masz problemy ze snem.. Znów musisz
wziąć proszki na sen? No przepraszam ciocię… Co u mamy? A wszystko w porządku,
ostatnio chorowała, ale już wszystko dobrze. Bierze teraz jakieś leki na
wrzody, ale to nic poważnego. Tak, tak…
-DAVE! –Krzyknęli wszyscy chórkiem.
-Ee ciociu, ja muszę już kończyć. Oczywiście, że pozdrowię.
Pa! –Phoenix zrobił przepraszającą minę. –Nie ten numer…
-No chyba! Daj, ja zadzwonię. –Zabrał mu telefon Mike i
wpisał numer. Wszyscy czekali w ciszy. Powiał mroźny wiatr i z nieba zaczęły
spadać pierwsze płatki śniegu…
Pół godziny później…
-Ok, wszyscy załadowani? –Spytał kierowca i odwrócił się do
tyłu.
-Tak… -Ktoś odpowiedział. Taksóweczka z pozoru była mała.
Bardzo mała. Ścisnęli się wszyscy z tyłu. Prawie wszyscy.
-Chester? A tak właściwie to dlaczego ty siedzisz z przodu?
–Spytał oburzony Joe.
-Bo ktoś tu musi zachować klasę… -Odparł uszczypliwie i
uśmiechnął się do nich zadowolony.
Gdyby ktoś spojrzał z zewnątrz na auto, wydawałoby się, że
tył samochodu jest niżej niż przód. I wcale nie byłoby to przewidzenie. 5 facetów siedziało prawie w tym samym
miejscu i nie wiadomo było jak się pomieścili. Z czego jeden był nieco bardziej
tęgi niż reszta…
-No to ruszamy! –Wyszczerzył nie wszystkie zęby kierowca.
Brakowało mu dwóch, a jakby się dobrze przypatrzeć trzech zębów. W samochodzie śmierdziało
piwskiem i papierosami. Odpalił auto i z wieeelkim trudem samochód ruszył
pomału przed siebie.
-Tu chyba coś zdechło… -Wyszeptał Brad i zrobił się zielony
na twarzy. Siedział na kolanach u Mike’a. –Zaraz się… -I nachylił się do
przodu.
-O nie, nie! Delson, jak to zrobisz, to przysięgam, że cię
zabiję! –Krzyknął Shinoda i cisnął nim w oparcie od fotela, na którym siedział
Chester.
-Ok, ok… Już wszystko dobrze. –Odparł pobladły Brad.
Przez resztę drogi było raczej spokojnie. Pomimo tego, że
pod maską auta coś niebezpiecznie bulgotało, a z tyłu w bagażniku coś się
tłukło wszyscy siedzieli cicho.
-Ej, chłopaki… -Zaczął Joe z dziwną miną. –Chyba za dużo
zjadłem… Muszę skorzystać.
-Zaraz będziemy na miejscu. Wytrzymaj! –Zabłagał Dave.
-A ja panów chyba skądś znam! –Zaczął kierowca, nie
zwracając uwagi na Hahn’a.
-Tak, a skąd? –Spytał Chaz, kurczowo trzymając się jedną
ręką fotela, a drugą drzwi, żeby nie wypadły.
-A tak jakoś… Takie znajome twarze...
-Chłopaki, nie wytrzymam, naprawdę…
-Nie pracujecie może u Judith? –Spytał mężczyzna, szaleńczo
skręcając kierownicą, aż wszystko zatrzeszczało.
-R-raczej nie… -Odpowiedział przestraszony Brad.
Nagle samochód najechał na coś i podskoczył. W tym samym
czasie kiedy opadł na ziemię rozległ się głośny dźwięk, wydobywający się od
Joe’go. Jakby coś się rozrywało. Wszyscy spojrzeli w jego stronę. W samochodzie jakby zrobiło
się zielono. Wtedy smród rozprzestrzenił się po całym aucie.
-Ooooo….. –Westchnął z ulgą Mr. Hahn.
-O NIEEEEE!!!! –Wszyscy zaczęli się panicznie wiercić,
zatykając nosy.
-Jak tu się otwiera okno?! –Krzyczał z zasłoniętymi przez rękaw ustami Rob.
-Wybij!! –Panikował Brad, rzucając się na wszystkie strony
jakby się truł.
-O matko… -Pozieleniał Chaz i natychmiast puścił klamkę
drzwi z nadzieją, że wylecą i cały smród wywietrzeje. Jak na złość drzwiczki
wcale nie miały zamiaru wylatywać. Zakrył dłońmi twarz.
-Otwórzcie to cholerne okno! –Rozkazał Mike ze świeczkami w
oczach i na tyle, ile mógł odsunął się od centrum smrodu. W tym samym momencie
Robertowi udało się uchylić szybę. Razem z Phoenix’em wystawili głowy na
zewnątrz by zaczerpnąć świeżego powietrza. Przez to zatkali okno i nic nie
wleciało do środka. Na nic nie czekając Delson rzucił się do drzwi i pchnął
szybę. Ta wyleciała z łoskotem i natychmiast wystawił głowę, a po nim Mike.
Odetchnęli z ulgą.
-Chłopaki, bez przesady… -Uśmiechnął się zadowolony Joe.
-Ahh te zapachy miasta… -Powiedział kierowca, nie zdając
sobie chyba z niczego sprawy. Wciąż patrzył przed siebie. –Czasem nieźle
zajedzie. To chyba przez te kanalizacje. Zawsze się zatykają!
-Boże, nie wytrzymam… –Jęknął Chester.
-I już jesteśmy! –Oznajmił mężczyzna i w tym samym czasie
Bennington kopnął z całej siły w drzwi, bo rękoma zasłaniał całą twarz. Te
wyleciały z hukiem. Wypadł na ziemię i zaczął kaszleć, nie mogąc złapać
powietrza. Za nim wyskoczyła reszta Linkinów, robiąc tą samą czynność. Po nich
spokojnie wyszedł Hahn.
-Dzięki panie kierowco! –Uśmiechnął się do mężczyzny i
zapłacił mu za dojazd. –A ten tego.. te drzwi to… Zapłacimy.
-Co? –Jakby dopiero co się wybudził ze snu facet i spojrzał
na szkody. –Eee to nic! I tak miałem oddać tego grata do naprawy!
-Ok! To do widzenia.
-Chyba nie do zobaczenia… -Powiedział cicho, powoli wstając
Dave i przetarł załzawione oczy.
___________________*
Aa! I jeśli ktoś się zastanawia czemu w studiu mają łazienkę to mówię: Jest to w domu Brad'a:D/ Angel.Park
hahahaha XD
OdpowiedzUsuńDzięki za dedykację <3
Chałwo, ja przez ciebie skończę w psychiatryku, bo rodzice pomyślą, że ja nie do końca normalna jestem, bo się jak opętana do laptopa śmieję XD Czekam z niecierpliwością na następną część :D
Haha cieszę się, że ci się podobało :D A mam nadzieję, że w tym rzekomym psychiatryku jednak nie wylądujesz xD
UsuńLol xD Ta cała akcja w taksówce xD Boże i ta piżama w misie ^^ Życzę weny na kolejne rozdziały, dobrze by było jakbyś tak szybko dodawała rozdziały, jak teraz. Zapraszam do siebie lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAhahahahah xD Świetny rozdział :D Z resztą tak jak poprzedni ;) Akcja w taksówce rozwaliła mi system i zaczęłam pokładać się ze śmiechu przed laptopem, aż mój pies dziwnie się na mnie patrzył xD Życzę weny na kolejne rozdziały i pozdrawiam ;p
OdpowiedzUsuńuwielbiam, uwielbiam, UWIELBIAM! *o* świetne! :D
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, lubię Twój styl, ale czekam na jakiś rozwój akcji, bo póki co niewiele się dzieje. Pozdrawiam, (niezalogowana) Queen Anna
OdpowiedzUsuńSuper, z resztą jak poprzednio :33 czekam na kolejny rozdział.! <3
OdpowiedzUsuńChciałaś, żebym inormowała cię o nowościach na moim blogu, więc informuję o rozdziale VI. lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
UsuńNowy, zapraszam. :D
OdpowiedzUsuńI czekam na kolejny tutaj.
Nowy: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHa Ha oprócz genialnego rozdziału (dziewczyno, jakie ty masz poczucie humoru ;)) podoba mi się strasznie playlista. Gdzie znalazłaś takie świetne wykonania instrumentalne? To jest piękne! Czasami po prostu mam włączonego twojego bloga na karcie tylko po to, by posłuchać tej muzyki.
OdpowiedzUsuńHaha przyznam szczerze, że ja czasami też:D A ostatnio na yt jak siedziałam to szukałam sobie piosenek LP w wersji piano:) Polecam:D
UsuńNowy 27 rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhahahahaha xd genialne! obudziłam wszystkich w nocy śmiejąc się głośno do laptopa xd niesamowite poczucie humoru xd
OdpowiedzUsuńhahahahaha xd genialne! obudziłam wszystkich w nocy śmiejąc się głośno do laptopa xd niesamowite poczucie humoru xd
OdpowiedzUsuń