Łapcie rozdział 4:) Wiem, jest beznadziejny... Dodaję go dziś, bo później idę na urodziny i mogę nie mieć czasu w najbliższej przyszłości.Chciałam Was również zaprosić na mojego nowe bloga. Co prawda nie jest związany z LP, ale może się spodoba: pod-skrzydlem.blogspot.com
_________________________________*
Rok 2006…
Mężczyzna szedł rozświetloną przez latarnie ulicą. Skręcił
zgodnie z instrukcją na park i po przejściu go ujrzał zgniło zielony wieżowiec.
Okolica wydawała się dość ponura. Niby nikogo nie było, a czuł jakby ktoś go
obserwował. Podszedł do klatki i zadzwonił pod podany przez Chestera numer.
-Kto tam?
Mike zawahał się chwilę i zaraz się odezwał:
-M-Mike Shinoda.
-Mike? Kolega Chaz’a?
-Tak, nie dzwonił, że przyjdę?
-Dzwonił, wchodź. –I usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Doszedł na 3 piętro i ujrzał
wyczekującego go mężczyznę z łysiną na głowie.
-Ben. –Uśmiechnął się i podał dłoń na przywitanie.
-Michael. –Odwzajemnił uśmiech.
-Wejdziesz, czy chcesz już jechać?
Spojrzał na zegarek. Dochodziła 22.
-Jeśli można, to wolałbym już jechać.
-Oczywiście, tylko wezmę kurtkę.
10 minut później siedzieli już w samochodzie. Mały, czerwony
fiat wewnątrz był urządzony elegancko. Pachniało świeżością, aż miło było
siedzieć, zwłaszcza po tym incydencie w taksówce.
-To gdzie cię zawieść?
–Mike wytłumaczył wszystko. Podał adres, ulicę i zaraz już byli w drodze.
***
-Dzięki wielkie! I przepraszam jeszcze raz za kłopot.
–Wysiadł z samochodu, gdy już byli na miejscu.
-Ależ to żaden kłopot, naprawdę! Przyjaciele Chaza to moi
przyjaciele. –Uśmiechnął się mężczyzna i zaraz odjechał.
Michael stanął przed białym, dość dużym domem. W oknach było
ciemno. Wszyscy pewnie już spali, bo było grubo po 22. Otworzył po cichu drzwi
i wszedł do środka. Wewnątrz panowała grobowa cisza. Przeszedł przez korytarz i
wszedł po schodach na górę. Zajrzał do pokoju dzieci. Oboje spali.
Poszedł do sypialni, gdzie spała już Anna. Spojrzał na
elektroniczny zegarek stojący na nocnej szafce, obok kremowej lampki w różne
zielone motywy. Wskazywał na 23:56. Przebrał się i położył obok żony. Był
wykończony całym tym dniem. Wszystko go bolało i był tak strasznie zmęczony, że
oczy same się kleiły. Przysunął się bliżej Anny. Przytulił się i poczuł ten sam
znajomy słodki zapach, do którego już tak strasznie się przyzwyczaił.
Przypominał mu dom…
Rok 1997…
-To co, wpadniesz na tą imprezę, którą organizuje Mark?
–Usłyszał znany mu głos. Podniósł wzrok i odłożył ołówek.
-Hmm.. czemu nie? Dawno nigdzie nie wychodziłem. Ciągle po
szkole mamy próby, więc w sumie można by się wybrać.
-Świetnie. Podobno ma być tam Monica… -Uśmiechnął się
chłopak i rozłożył na łóżku. Założył ręce za głowę i spojrzał w sufit.
-Masz zamiar do niej zagadać?
-Tak. To znaczy… Postaram się, bo ciągle będzie pewnie z tą
swoją przyjaciółką.
-Jaką przyjaciółką? Z tą Anną?
-Taa… Jakby nie mogły jednego dnia spędzić bez siebie!
Mike zaczął się śmiać.
-No tak, pewnie pomyśli sobie, że może akurat na imprezie
zaczepi ją jakiś chłopak, więc pójdzie sama.
Chłopak rzucił w przyjaciela poduszką, a ten zaczął śmiać
się jeszcze bardziej.
-Oj Brad, dasz radę. Poprosimy Joe’go, żeby zagadał Annę, a
ty w tym czasie podejdziesz do Monici. –Przedstawił pokrótce swój plan Shinoda,
po czym znów wziął do ręki ołówek i zaczął bazgrać coś na skrawku zeszytu.
***
-Ok., Joe. Wiesz co masz robić, nie? –Zapytał Delson, gdy
byli już na imprezie. –Zagadasz Annę, tą z rudawymi włosami, a wtedy..
w-wtedy.. –Zaczął się jąkać.
-A wtedy Brad podejdzie do Monici i umówi się z nią. –Uśmiechnął
się Mike nie spuszczając z oczu dziewczyn, które właśnie siedziały w dużym
pokoju na kanapie i o czymś dyskutowały.
-Jasna sprawa. Możecie na mnie liczyć! –Rzucił beztrosko
Hahn i zaczął rozglądać się za jakimś żarełkiem.
-Ok., to zaczynamy o 20.15. Tak jak się umówiliśmy. –Dodał
poważnie Delson. Był tym wszystkim tak przejęty, jakby właśnie mieli wypełnić
misję wagi państwowej.
Wszędzie było pełno ludzi. Z głośników rozstawionych w całym
domu leciała po cichu muzyka.
-To ja lecę, bo widzę jakiś dobry bufet… -Oblizał się Joe i
ruszył w stronę kuchni. Pomimo, że lubił
dobrze zjeść był dość szczupłym chłopakiem. Można byłoby wręcz powiedzieć, że
wygląda jak niejadek. Co byłoby absurdalnym kłamstwem!
-M-Mike… A jeśli… Jeśli nie dam rady? Albo mnie wyśmieje.
A-Albo nie spodobają jej się moje włosy… Mogłem pójść do fryzjera! –Chłopak
zaczął coraz bardziej panikować. Zlał go zimny pot.
-Brad! Wyluzuj… Wszystko będzie dobrze. –Uspokoił go
Shinoda. –Po prostu bądź sobą, jasne?
-J-jasne. Już wcale się nie denerwuję. Widzisz? P-pójdę
sobie coś przeką… Auuu! –Wlazł w drogę jakiemuś chłopakowi, który właśnie niósł
ze sobą dwa duże kubki piwa. Na szczęście ulało się tylko trochę na podłogę.
-Uważaj, jak łazisz. –Rzucił oschle chłopak i zmierzył
Delsona wzrokiem, po czym odszedł.
-Usiądź stary, bo się
zabijesz. Albo kogoś w twoim otoczeniu… -Podszedł do nich wysoki
blondyn.
-Siema Mark. Niezła imprezka! –Przywitał się Mike. –A tak
przy okazji, pamiętasz, że w poniedziałek mamy próbę…?
-Jasne, spokojnie.
Teraz jest czas na odpoczynek, stary. Nie myśl o żadnych próbach. Ej!
–Nagle jakby dostał olśnienia. –A może zapoznać cię z takimi fajnym laskami?
Sam ich dobrze nie znam, bo to jakieś znajome znajomej mojej siostry.
-Ehmm…
-A ty, Brad, widziałem, że chłopaki grają w pokera i
potrzebują jeszcze jednego gracza. O, tam są. –Wskazał na kuchnię i pchnął
Brada w jej stronę. Ten posłusznie, ale z niechęcią odszedł.
-To co, Mike? Jest weekend, można się trochę zabawić. Ciągle
harujemy nad tymi próbami, hmm??
-Mhm.. Ja.. tego… no, nie wiem…
-Oj chodź! –Nie czekając na odpowiedź zaprowadził Shinodę do
dużego pokoju, gdzie akurat siedziały Anna z Monicą. Podprowadził go pod dwie
dziewczyny stojące obok szklanej ławy pod oknem.
-Hej, dziewczyny. To jest Mike. Mike to są Claire i Suzan.
–Przywitał ich Mark i zaraz dodał: -Ja muszę lecieć, bo widzę, że pojawili się
kolejni goście. Bawcie się dobrze! –I odszedł.
-Ehmm… -Mike zakłopotał się. Nie wiedział co powiedzieć.
Podrapał się tylko nieśmiało po głowie i błądził gdzieś wzrokiem. W takich
sprawach raczej doświadczenia nie miał.
-A więc ty grasz z Markiem w zespole? –Spytała jedna. Była
to Claire- wysoka blondynka z długimi na kilometry nogami.
-Tak. Niedawno go założyliśmy. W sumie jakiś rok temu.
–Odpowiedział żwawo.
-Hmm to super. A jak się nazywa? –Ciągnęła Suzan. Miała
burzę rudych loków na głowie i twarz obsypaną piegami. Wyglądem raczej nie
dorównywała Claire, ale nie można było też powiedzieć, że jest brzydka.
-Xero.
-Mhm, to fajnie. –Odpowiedziała blondynka raczej bez
zainteresowania. –Jesteś tu może z kimś?
-Z-z kimś? –Zapytał zaskoczony. Był z Joe’em i Bradem, ale
chyba nie o to jej chodziło…
-No tak. Z jakąś dziewczyną? Bo wiesz… Jeśli nie przyszedłeś
z nikim, to mogę ci potowarzyszyć. –Przysunęła się bliżej i odgarnęła długie
kaskady włosów, spływające na jej ramiona. Poczuł jej oddech przesiąknięty
alkoholem i natychmiast się odsunął. Nie miał ochoty na bliższą znajomość z tą
dziewczyną. Nie przeczuwał z tego nic dobrego.
-Yyy… -Zaczął się panicznie rozglądać po pokoju w
poszukiwaniu wyjścia ewakuacyjnego. Dziewczyny spojrzały na niego wyczekując odpowiedzi. –Jaa…. Jestem z kimś. –Po wypowiedzeniu tych słów ugryzł się w
język. Przecież z nikim nie przyszedł, a Joe’go, czy Brada nie zaliczy jako
„osobę towarzyszącą”.
-Ah tak. –Rudą zrobiła lekko rozczarowaną minę. Blondynka
tylko spojrzała na niego krzywo i po chwili skierowała wzrok na kanapę. Miał
dziwne przeczucie, że Claire myśli, że właśnie przyszedł tu z Anną, lub Monicą.
Często wychwytywała jego wzrok padający na przyjaciółkach i sama spoglądała w
ich stronę z lekko nienawistnym wzrokiem. –Ale może nikt się nie dowie, że
wyszedłeś gdzieś ze mną na 5 minutek, hmm? –Spojrzała na niego ponętnie i
położyła rękę na jego torsie.
-Wiesz, dzięki, ale muszę już lecieć… Moja… dziewczyna chyba
czeka… -Ledwo przeszło mu to przez gardło. Uśmiechnął się sztucznie i odszedł
od nich. Czuł na sobie ich spojrzenie, musiał coś szybko zrobić, żeby nie
wyszło, że blefuje. Ok., ostatnią deską ratunku jest…
-Anna!
-Czy my się znamy? –Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
Mike stanął przed nimi z szerokim udawanym uśmiechem.
-I cześć Monica.
-Mike? –Czarnowłosa spojrzała na niego.
-Przepraszam, że tak bez przywitania, ale… -Spojrzał nerwowo
w stronę Suzan i Claire. Wciąż się przypatrywały jego poczynaniom.
-A tak w ogóle to co chcesz? –Spytała z opanowaniem Monica,
siląc się na lekki uśmiech.
-Tak w ogóle przyszedłem do Anny.
Dziewczyna spojrzała na niego lekko zaszokowana.
-Ale ja ciebie wcale nie znam!
-Nie szkodzi. –Uśmiechnął się, po czym usiadł obok nich.
Nowy: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKońcówka najlepsza, to jak oni się poznają ^^ świetne.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twojego Mike'a! W fajnych okolicznościach się poznali :D
OdpowiedzUsuńChałwo, karnego kopa z glana powinnaś dostać, za tak niską samoocenę :P Mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńPS Fiat xDDD
Haha ciiiiiiiiii!:D
UsuńNo, końcówka najlepsza :3 W ogóle to podobają mi się te przeskoki w czasie, które ciekawie uzupełniają treść. Pozdrawiam i pisz szybko:D
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Będę tu zaglądać ;). Pozdrawiam, Aśka.
OdpowiedzUsuńNowy, zapraszam :D
OdpowiedzUsuńI czekam też na kolejny u Ciebie!
Nowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńW końcu w weekend mam czas, żeby poinformować o nowym rozdziale. Lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie no, wgl to wszystko co piszesz - jest genialne. Nie ma na to słów. Bardzo podobają mi się te powroty do przeszłości :>
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam, nowe opo ;)
zapraszam na nowe rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na X rozdział :D
OdpowiedzUsuńlost-in-your-mistakes.blogspot.com