sobota, 23 marca 2013

Rozdział 8: "Mała zmiana planów."


-Chłopaki? Jesteście tu? –Chester wszedł na pustą scenę. Dookoła rozciągała się ogromna hala koncertowa. Zawsze marzył, aby wystąpić przed taką publicznością. W tej chwili świeciła pustkami. Było ciemno. Tylko scena była oświetlona kolorowymi światłami.
-Halo? Jest tu ktoś?? –Jego głos poniósł się echem po zakątkach hali. Odpowiedziała mu tylko cisza. Było w niej coś dziwnego i niepokojącego. –Sean? Mace? Bobby?
Cały sprzęt stał rozłożony i nieruszony. Bennington podszedł do mikrofonu, który stał pośrodku sceny i wziął go w ręce. Ten wydał okropny pisk, przez co chłopak go upuścił. Nagle przed nim wyrósł tłum fanów, krzyczących jakieś niezrozumiałe słowa. Odwrócił się.
-Hej, Chaz, co jest? –Podszedł do niego z lewej Bobby i poklepał go po ramieniu. Miał zawieszoną na szyi czerwoną gitarę elektryczną, tą którą dostał na urodziny od reszty zespołu . –Zaczynamy!
Na perkusji jak zwykle znów siedział Sean, uśmiechając się do niego. Z lewej wyszedł do przodu Mace ze swoją gitarą basową. Kiwnął głową, na znak, że jest gotowy.
Chester był oszołomiony. Pomimo tego podniósł niepewnie mikrofon, wciąż patrząc z otwartą buzią na tłum ludzi. Tak! O tym właśnie marzył. O tym śnił całymi nocami i oto w końcu marzenie się spełnia. Musi teraz dać z siebie wszystko, żeby nie zawieźć fanów, jego fanów! I Grey Daze. W końcu im się udało!
Przyłożył mikrofon do ust. Reszta chłopaków zaczęła już grać. Za chwilę zacznie! Jest taki podekscytowany, pierwszy raz widzi tyle oczy skierowanych tylko na niego. Już za chwilę… Teraz!
-„Co jest do cholery?!” –Pomyślał i ścisnął mocniej mikrofon.
Nie mógł wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Przecież powinien teraz śpiewać! Otwiera usta, ale nie może nic powiedzieć. Jakby głos ugrzązł mu w gardle. Wszyscy patrzą na niego pytająco. Nie może ich teraz zawieźć!
-„No dalej!” –Krzyczy w myślach, mając nadzieję, że go usłyszą.
Co za wstyd. Powinien już śpiewać, na to tyle czekał. Tylko na to. Zawiódł ich! Mace i Bobby schodzą ze sceny ze zrezygnowanymi minami. Nawet na niego nie spojrzą! Sean podchodzi do niego i rzuca mu ostatnie chłodne spojrzenie, po czym również się odwraca i zdejmuje gitarę, którą rzuca o scenę. Tłum skanduje domagając się koncertu.
-„Zaczekajcie!” –Próbuje wykrzyczeć, ale nic z tego. –„Co się dzieje?!”
Znów łapie mikrofon i próbuje coś zaśpiewać. Mikrofon znów wydaje z siebie pisk. Nagle oślepiające światła reflektorów kierują się tylko na jego postać. Zakrywa twarz ręką, żeby uchronić ją przed niechcianymi błyskami. Gdy otwiera oczy znów jest sam. Zapada głucha cisza. Jest cały zlany potem.
W dali słychać jakieś szepty, które zaczynają się przybliżać.
-Jesteś do niczego!
-Jesteś nikim!
-Zawiodłeś nas…!
-Nie! Ja nie chciałem! Przepraszam. –Krzyczy. Znów powrócił mu głos. Znów może mówić. Czemu wcześniej nie mógł? –Przepraszam!
-Chester! Chester! Obudź się!
Gdy otworzył oczy zobaczył nad sobą znajomą twarz dziewczyny. Znów był u siebie w pokoju. Wszystko wróciło do normy.
-Sam… -Głos tez ma. Czyli wszystko jest dobrze.
Ciężko oddychał. Wstał i lekko się chwiejąc podszedł do biurka. Oparł na nim ręce i zwiesił głowę.
-To tylko zły sen. –Pocieszyła go, siedząc nadal na łóżku.
Nagle poczuł głód. Nie taki zwykły, który może zaspokoić kawałkiem kanapki, czy pizzy. Musiał wziąć amfę. Ale nie może przy Sam. Ona nie wie, że bierze. Gdyby się dowiedziała, zerwałaby z nim automatycznie. Ręce zaczęły mu drżeć. Ból głowy był tak silny, że ledwo widział.
-Chester? Wszystko w porządku?
-T-tak… -Odpowiedział, ledwo dosłyszalnie.
Otworzył szybko szufladę. Zaczął ją gorączkowo przeszukiwać. Gdzieś tu musi być… Przecież ją tu schował!
-Chester! Czego szukasz? –Spytała z wyraźnym niepokojem dziewczyna.
-Niczego. –Odparł szybko.
Nagle zobaczył w rogu szuflady małą strzykawkę. Jest! Wiedział, że tu ją znajdzie.
-Mmm Sam, ja idę do łazienki. Zaraz wrócę. Idź zrób sobie coś jeść, nikogo nie ma w domu. –Odpowiedział na pytania, których jeszcze nie zadała i wypadł z pokoju jak poparzony.
***
-Joe! Hej, Joe!
-Co?
Chłopak rzucił Hahnowi małą karteczkę, która wylądowała na jego pomazanej ławce.
-Panowie! Może przestalibyście tak rozmawiać i zajęli się lekcją? –Zganiła ich profesorka w okularach połówkach, które ledwo wisiały jej na nosie. –Chyba, że chcecie odpowiadać?
-Nie, nie chcemy.
Kobieta jeszcze chwilę piorunowała ich wzrokiem i zaraz odwróciła się w stronę tablicy tłumacząc jakieś chińskie wzory z matematyki, których prawie nikt nie rozumiał.
-Słuchaj, Joe. Mam do ciebie sprawę… -Powiedział szeptem Brad i nachylił się, przygotowując się tym samym do dłuższej konwersacji.
-Jaką? –Chłopak rozwinął karteczkę, na której było coś napisane.
-Możesz przekazać to Monice? Po prostu jej rzuć.
-Czemu ty tego nie zrobisz?
-Ty siedzisz bliżej. Co by było gdybym rzucił to komuś innemu?
-Pewnie koniec świata…
Delson kopnął Joe’go w kostkę, który syknął automatycznie kuląc nogi, co zaskutkowało tym, że uderzył kolanami w ławkę.
-Panowie! Cisza! –Znów zagrzmiała nauczycielka.
Gdy zajęła się pisaniem na tablicy, Brad znów nachylił się do Hahna.
-Rzuć teraz, bo za chwilę dzwonek, a potem nie mamy razem lekcji!
-Ok., ok…
Joe zwinął z powrotem  papierek i wycelował nim w siedzącą na początku Monicę. Mierzył chwilę, po czym zamachnął się i rzucił. Kuleczka leciała przez chwilę w górze, odbiła się od pleców Monici i wylądowała na ławce innej dziewczyny, siedzącej za nią.
-Coś ty narobił, Japońcu?! –Krzyknął na całą klasę Delson i zamachnął się, by mu przyłożyć.
-Brad! –Rzucił się na niego, siedzący obok Mike.
-Nie jestem Japońcem, tylko Koreańczykiem do twojej wiadomości! –Odwrzasnął Joe.
-No nie! Tego już za wiele, do dyrektora! –Krzyknęła jeszcze głośniej profesorka i poczerwieniała na twarzy. –Co za bezczelność! Dostaniecie jeszcze za to jedynki. Cała trójka! No już, ruszać się!
-Ja?! Za co?? –Mike puścił natychmiast przyjaciela i spojrzał w stronę nauczycielki.
-Wszyscy, już!
Shinoda siadł zrezygnowany i wsadził wszystko do plecaka. Brad zebrał szybko swoje rzeczy i przechodząc obok ławki Joe’go, który jeszcze się pakował, spiorunował go najbardziej nienawistnym wzrokiem. Po minucie wszyscy troje wyszli z klasy.
 -Zabiję cię, przysięgam! –Mówił najciszej jak się da Delson, idąc z przyjaciółmi przez korytarz.
-Ciesz się, że nie dostała tego sorka. –Odparł z lekkim uśmiechem Joe.
-A ja zabiję was obu! Co ja zawiniłem?! –Naburmuszył się Spike i wsadził ręce w kieszenie spodni.
Po chwili stanęli przed brązowymi drzwiami, na których wisiała tabliczka z napisem „Dyrektor”.
Brad wziął głęboki oddech, po czym spytał:
-To co? Wchodzimy?
Joe i Mike kiwnęli głowami na znak, że też są gotowi i Delson zapukał do drzwi.
-Proszę!
Rozległ się stłumiony głos starszego pana. Chłopcy otworzyli nieśmiało drzwi, po czym weszli do środka. Gabinet był mały i ciasny. Już gdy weszli we trójkę zrobił się tłok.
-A wy co? –Spytał, przerywając pisanie mężczyzna. Spojrzał na nich uważnie i oparł się o fotel, na którym siedział.
-Jak to co? Do pana! –Odpowiedział bez namysłu Joe. Mike kuksnął go lekko w bok.
-Zauważyłem. –Odpowiedział sucho dyrektor. –A w jakiej sprawie? Narozrabialiście już?
Chłopcy spojrzeli tylko po sobie z zakłopotaniem.
-No. –Znów odpowiedział Hahn.
Mężczyzna wstał i zmierzył go spojrzeniem. Wyraźnie nie podobał mu się sposób, w jaki Joe mu odpowiadał.
-Za co tu jesteście? –Podszedł do szafki i wyjął z niej jakieś papiery.
-Za niewinność, prze pana. –Odpowiedział tym razem Delson.
-Moi drodzy, jeśli nie zmienicie tonu, porozmawiamy sobie inaczej. –Dodał wyraźnie zdenerwowany.
Mike spojrzał na przyjaciół z miną: „Mówiłem” i przeniósł wzrok znów na faceta. Tym razem on postanowił zabrać głos.
-Narozrabialiśmy na lekcji i pani Wrought wysłała nas tutaj.
-Aha, rozumiem. Czyli najlepszym rozwiązaniem byłaby kara.
-Co?! –Krzyknęli wszyscy razem.
-To! Codziennie po lekcjach będziecie pomagać kółku teatralnemu, począwszy od dzisiaj. Niedługo mają jakieś przedstawienie i przydałaby się im jakaś pomoc.
-Proszę pana, ale my nie mamy czasu! –Zaprotestował Mike, widocznie tym przejęty.
-Przez miesiąc. –Dodał stanowczo mężczyzna i usiadł za biurkiem.
W tej samej chwili rozległ się dzwonek.
Shinoda dalej stał jak wryty i patrzył z miną zbitego psa na dyrektora, który był widocznie z siebie zadowolony. Brad poklepał go po ramieniu.
-Chodź stary… Nic tu po nas.
***
-On się wyraźnie na nas mści! Za tą stłuczoną szybę w jego gabinecie tydzień temu. Mówiłem wam, żeby nie kopać tej piłki tak daleko! –Gadał zdenerwowany Mike, idąc z chłopakami przez korytarz. –Przecież mamy próby! Wilson chce, żebyśmy zagrali u niego w czwartek, bo ma jakąś mini imprezę u siebie w knajpie… To koniec!
Reszta nic się nie odzywała, tylko słuchali i czekali, aż pół-Japończyk się wyżyje.
-No… Mogło być gorzej. –Powiedział Dave i nagle zobaczyli idącą w ich stronę piegowatą dziewczynę. Wyraźnie była czymś podekscytowana i kierowała się chyba w stronę Delsona.
-Hej, Brad! –Zatrzepotała rzęsami. –To co, jesteśmy umówieni na sobotę, tak? –Mówiła przeciągając sylaby. Musnęła go palcem po nosie i nie czekając na jego odpowiedź szybko odeszła z wielkim uśmiechem na twarzy. Po chwili się odwróciła i posłała jeden chłopakowi.
Joe wybuchł śmiechem, a reszta stała w osłupieniu, chyba nadal nie przyjmując do siebie tego, co przed chwilą się wydarzyło.
-Co… to było do cholery?! –Zaśmiał się zaraz Dave, drapiąc po głowie.
-To chyba jednak może być gorzej… -Dodał Rob.
Rok 2007…
-Kochanie, wziąłeś wszystkie rzeczy? –Rozległ się głos w przedpokoju.
-Wydaje mi się, że tak! –Odkrzyknął mężczyzna z góry. Po chwili zbiegł po schodach i wpadł do kuchni. –Mmm co za zapachy! Co ty kobieto gotujesz?!
-Niespodzianka! –Uśmiechnęła się i odwróciła w stronę kuchenki. –Otis jeszcze śpi?
-Na to wygląda… -Odpowiedział. Podszedł do Anny i objął ją w pasie, kładąc swoją głowę na jej ramieniu. –Mamy jeszcze chwilę dla siebie.. –Wymruczał jej do ucha.
Jak na złość z góry dobiegł płacz Otisa.
-Chyba już nie. –Zaśmiała się i cmoknęła go w policzek, po czym dodała: -Idź do niego.
-Jasne. –Złapał leżącą obok marchewkę, wsadził sobie w zęby i pomknął szybko na górę.
Anna uśmiechnęła się do siebie, po czym zajęła się z powrotem gotowaniem.
***
-Hej, hej, kto tu tak płacze? –Wszedł do pokoju Otisa, gdy ten zalewał się łzami w łóżeczku. Ugryzł marchewkę i położył ją na małym stoliczku. Nachylił się nad chłopcem i wziął go na ręce. –Taki już duży z ciebie mężczyzna i płaczesz?
Chłopczyk uśmiechnął się widząc znajomą twarz ojca. Zaczął machać rękami i dokazywać. Po chwili położył swoje małe rączki na policzkach Shinody i przyłożył swój mały nosek do nosa Mike’a. Odsunął się i pogładził jego brodę.
-Co tam, kłuje? –Zapytał rozbawiony mężczyzna. –Tak, wiem, mama też mówiła, że już pora się trochę ogolić. Ale nie sądzisz, że wyglądam tak bardziej męsko?
Otis znów zaczął śmiać się i gaworzyć, jakby rozumiał przynajmniej w części, co mówi jego tata.
-Ok., trzeba cię spakować, bo za chwilę wyjeżdżamy do dziadków na grilla. –Tłumaczył mu. -Ja się już spakowałem, a ty co?
Chłopiec spojrzał na twarz ojca, po czym wskazał paluszkiem na mały plecaczek leżący na biurku, przy oknie.
-Spakowałeś tam wszystkie swoje rzeczy?? –Zdziwił się Shinoda i zaczął się śmiać. –To teraz ty zaczniesz mnie pakować w trasy!
-Mike, chodźcie na śniadanie! –Dobiegł ich głos Anny z dołu.
-O, słyszałeś? Ciekawe co nam mama przygotowała. –Pocałował syna w policzek. Podszedł do szafki, wyjął z niego kolorowy śliniaczek i wsadził sobie w kieszeń.
***
-O mniam, mniam, jakie doblee! –Karmił Otisa Mike robiąc przy tym bardzo komiczne miny.
-Jak tak dalej będziecie jeść, to tata też będzie nakarmiony! –Powiedziała Anna i wytarła brodę synowi, z której kapał sok marchewkowy.
-Otis teraz sam spróbuje jeść, co? –Mężczyzna podał chłopcu łyżeczkę i czekał co zrobi. Otis przez chwilę patrzył na Mike’a po czym obrzucił go zawartością łyżeczki i zaczął się śmiać.
-Otis! No wiesz, muszę się teraz przebrać. –Zaśmiał się Shinoda. Przejechał ręką po policzku, gdzie miał trochę soku i polizał ją. –Mmm dobre!
Anna wywróciła oczami i powiedziała ze śmiechem:
-Czasami mi się wydaje, że wychowuję dwóch synów!
-Ale i tak ich kochasz. –Odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem Mike, po czym puścił jej oczko. –Piątka kolego, jeden dla nas, zero dla mamy.
Chłopczyk poklepał dużą dłoń taty i uśmiechnął jakby pocieszająco do Anny. Ta tylko pokręciła głową i zaczęła jeść.
Gdy Mike zlizywał sobie jeszcze z palców pozostałości soczku, zadzwonił telefon.
-Halo? Chester? Co tam?
-Cześć Mike, przepraszam, że przeszkadzam, ale pilna sprawa.
-To znaczy?
-No to… że dzisiaj musimy jechać do Las Vegas.
-Co?! Jak to? Przecież za tydzień tam jedziemy.
-Mała zmiana planów. Producent dzwonił i powiedział, że musimy się natychmiast tam stawić, bo trzeba załatwić jakieś sprawy związane z nową płytą. –Wyjaśnił Chester, po czym przerwał czekając na reakcję przyjaciela.
-Cholera jasna! –Przeklął Mike.
-Mike! Otis tu siedzisz! –Zganiła go żona.
-Pozdrów Annę. –Dorzucił Chester.
-Jasne, ale… mieliśmy jechać dzisiaj z Anną i Otisem do dziadków na weekend… Mieliśmy mieć dzisiaj wolne…
-Przykro mi stary, ale Rick zadzwonił i niestety.
-Jasne. –Odpowiedział zrezygnowany Shinoda.
-Bądź u mnie o 16. Obdzwonię resztę.
-Ok., cześć.
Mike schował telefon do kieszeni i siadł zrezygnowany na stołku.
-Co się dzieje? –Spytała Anna, widząc jego minę.
-Muszę jechać dzisiaj do Vegas…
-Jak to? Po co? Przecież mieliśmy jechać dziś do moich rodziców. –Powiedziała widocznie zawiedziona.
-Przykro mi. Sprawy służbowe. –Odpowiedział, po czym wstał od stołu. –Idę się spakować, za chwilę przyjdę. –I wyszedł z kuchni.
Otis przez cały czas obserwował zachowanie rodziców i widocznie coś mu nie popasowało, bo wykrzywił się i zaczął coś gaworzyć do Anny.
-No Otis, dziś jedziemy bez taty. –Powiedziała patrząc na syna. Ten zrobił smutną minę i odwrócił głowę tam, gdzie zniknął Mike.
***
-Jezu, co to jest? –Spytał Bradford przeglądając kostiumy, wiszące na wieszakach w szatni teatralnej.
-Jakieś gówno dla aktorów, nie dotykaj tego! –Rzucił Joe, po czym usiadł na stołu z założonymi rękami.
-Chłopaki, uspokójcie się… Co my mamy tu w ogóle robić? –Spytał Spike, przemierzając szatnię wzdłuż i zaglądając to tu, to tam. Panował raczek półmrok, tylko lampki przy lustrach dawały światło i mała świeczka postawiona na szafce. –Przyprowadzili nas tu, i co?
-I pstro. Pewnie o nas zapomnieli. –Zaczął Hahn. –Oglądałem kiedyś taki horror…
-Oo, zaczyna się… -Powiedział Delson, po czym odszedł od wieszaków i wywrócił teatralnie oczami.
-Gdzie trójka uczniów została zamknięta w jakimś schowku na szczotki…
-O to mamy szczęście, że to szatnia dla jakichś szalonych aktorów!
-Zamknij się Brad i daj mi dokończyć! –Odchrząknął, po czym kontynuował: -No więc, siedzieli tam i czekali na pomoc, bo szkoła była otoczona przez krwiożerczych zombie! W końcu usłyszeli czyjeś kroki…
Delson ziewnął i rozłożył się na starej kanapie.
-Kroki zaczęły się przybliżać… coraz głośniej i głośniej…
Wtedy naprawdę usłyszeli za drzwiami czyjeś kroki. Spojrzeli po sobie lekko przerażeni.
-I co było dalej? –Spytał Mike, stając na baczność.
-Nie wiem, nie oglądałem dalej, bo za bardzo się bałem. -Zakończył swoją porywającą historię Joe i uśmiechnął się na koniec.
-IDIOTA. –Rzucił Brad.
Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka postać.

/ Angel.Park

15 komentarzy:

  1. Jak to ja wychwyciłam parę błędów:
    1. Amfetaminę najczęściej się wciąga nosem. Oczywiście można też brać dożylnie, ale to jest bardzo niebezpieczne i łatwo jest przesadzić. Więc raczej jak Chaz brał to poprzez drogi nosowe.
    2. Chester jak był uzależniony, to raczej nie spał xD Amfa powoduje, że człowiek mimo zmęczenia nie śpi. Ale to taki mini błąd xD Dobrze, że był koszmar, bo jak by miał dobry sen to już w ogóle źle było xD

    A tak ogólnie to fajnie :P Kocham te zabawne sceny xD Brad i Joe to normalnie moi bohaterowie xD Haha :D Czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, a więc:
    1. Chester nie brał przed spaniem.
    2. Amfa ma kilka dróg podania, zależy jak kto lubi;)
    3. Chester wciągał podobno metamfetaminę (nie pamiętam dokładnie), więc ja tak troszkę tylko zmieniłam na amfę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do 2: tak wiem, że jest wiele sposobów, ale najpopularniejszy to jest właśnie poprzez drogi nosowe. Można dożylnie, można nawet palić. Ja się nie czepiam, to jak to opiszesz zależy od ciebie :P Nie miej mi za złe, czy coś, bo nie przeżyję ;__;

      Usuń
    2. Haha no co ty! Każdy ma prawo do wyrażenia własnej opinii. Gdzież bym mogła!:P

      Usuń
    3. Bo ja się już bałam :c Ja naprawdę nie kontroluję swojego wymądrzania się :<

      Usuń
  3. O jejciu, jakie słodkie były te sceny z Otisem i Anną. A mały i broda Mike'a... nie mogę, rozpływam się z radości, bo też bym chciała mieć takiego ojca, niekoniecznie jego, ale takiego opiekuńczego, delikatnego... Uosobienie człowieka idealnego :D

    Zastanawia mnie tylko ta wysoka postać w schowku... Monica? Bo mam takie przeczucie. A sceny w szkole, to prawdziwe amerykańskie liceum, nic dodać, nic ująć :)
    Życzę dużo weny, czekając niecierpliwie na coś nowego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi się podobały te fragmenty z Otisem. To takie słodkie :) Fajne też są te sceny z liceum. Nie wiem czemu, ale chciałabym właśnie chodzić do takiego typowo amerykańskiego liceum.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy rozdział, dobrze się czytało :3 No i racja, sceny z Otisem słodkie :3 Ach, no i to słynne liceum. Cieszę się, że robisz takie 'przeskoki czasowe'. Podoba mi się to, sprawia, że opowiadanie jest bardziej wciągające. :)
    Tak w ogóle to założyłam nowego bloga. Jeżeli masz ochotę to zapraszam do czytania i komentowania - http://always-and-forever-larry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdybyś chciała możesz wpaść do mnie. Też piszę o Linkinach ale w trochę inny sposób... jakby taki ciut fikcyjny bo nawet zespół ma inną nazwę. Co prawda wszystko najpierw się rozkręcić musi, ale fajnie by było jakby mnie ktokolwiek czytał. ^^

    http://xoxoxo17.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu, no kocham cię za ten rozdział, szczególnie za Grey Daze! Dziwne, że emocjonuję się przy nich bardziej niz przy LP. Epicki Joe ,jak zwykle. Życzę weny i pozdrawiam, kiedy następny? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się w następną sobotę, ale nic nie obiecuję:)

      Usuń
  8. Trochę to smutne, że Sam zerwałaby z Chazzy'm gdyby był z nią szczery przyznał, że bierze.
    Oj Brad, chyba masz przechlapane :) ale może rozwinie się z tego coś ciekawego...?
    Hahn idioto :D nie strasz głupku! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Woow, jaki długi rozdział! :D Zajebisty jest tak jak cały blog . Miałam trochę zaległości, ale już wszystko nadrobione. Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisz więcej o GD, plizzz :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej . : ) Moim zdaniem prowadzisz świetnego bloga , czytam go od początku .. : D . Od niedawna prowadzę z koleżanką podobny blog o Linkin Park , też z opowiadaniem . Może zajrzysz ? Tuu masz link : http://unicorns-and-lollipops-linkin-park.blogspot.com/ . Zapraszam : )) . I czekam na następny rozdział ! : )

    OdpowiedzUsuń