czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 9: "Wszyscy gotowi?"


Tadaam! Ale niespodzianka. Dodałam szybciej rozdział, wiem coś niesłychanego...;) Tak w ogóle to chcę życzyć Wam wszystkim ciepłych świąt, bez śniegu, MOKREGO dyngusa no i smacznego śniadanka wielkanocnego;) 
A tak btw, to rozdział dedykuję Karolinie Stonio:) 
I hope you all enjoy!
_____________________________________*
-Panowie… Delson, Shinoda i Hahn? –Rozległ się wysoki głos.
-T-tak…
-Proszę za mną.
Mike, Brad i Joe spojrzeli po sobie, po czym nieśmiało udali się za nauczycielką.
-To jest nasza sala prób. –Weszli do niewielkiego pokoju, który był praktycznie pusty. Na środku leżał stary, wzorzysty dywan. Z prawej strony stała drewniana szafka z półkami, na których leżały różne akcesoria. –Tędy wychodzi się na scenę. –Przeprowadziła ich przez salę i pokazała drewniane schody, prowadzące do drzwi.
-No dobrze, ale co my mamy robić? –Spytał Mike już trochę zniecierpliwiony. Nie miał najmniejszej ochoty zwiedzać ich szkoły od strony teatralnej.
-Wy… -Zaczęła kobieta i spojrzała na nich znad okularów. –Będziecie sprzątać.
-Co?! –Krzyknęli razem Brad i Joe.
-Pani sobie.. żartuje, tak?
-Ależ skąd, młody człowieku. -Zmierzyła Shinodę wzrokiem, po czym dodała: -W razie potrzeby będziecie zastępować również naszych aktorów. Wiecie, nagła choroba, nieprzyjście…
-Hahahahahaha! –Zaczął śmiać się panicznie Hahn. –Brad, łap mnie, bo mdleję! Nie wytrzymam…
Gdy Joe się odwrócił Delson odsunął się na krok, a Koreańczyk runął na ziemię jak długi. Brad wzruszył tylko ramionami, jakby nic się nie stało.
-Dosyć tych wygłupów! –Uniosła się kobieta i poprawiła okulary, przeszywając ich srogim spojrzeniem.
-Proszę wybaczyć, ale Joe źle znosi występowanie przed większą publicznością... –Wytłumaczył Mike i pomógł wstać blademu Hahnowi z ziemi. –Nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie..
-Spokojnie, jakoś sobie poradzimy. A teraz.. Idźcie na scenę. Tam jest reszta naszych aktorów. –Westchnęła ciężko, z miną, że też ją musiało to spotkać i udała się w stronę wyjścia, zostawiając chłopaków samym sobie.
***
-Chester, widzę, że coś się dzieje… Tylko nie chcesz mi powiedzieć co.
-Sam, naprawdę nic się nie dzieje. Wydaje ci się…
Dziewczyna spojrzała na niego chłodno i oplotła gorący kubek z kawą dłońmi. Był tak ciepły, że przeszły ją dreszcze. Wzięła łyk i znów spojrzała na Chestera.
-Nie jesteś ze mną szczery. Wiesz, że podstawą związku jest szczerość, prawda?
-Kochanie, wiem. –Wysilał się mówić jak najspokojniej, ale cała ta sytuacja doprowadzała go do irytacji. Zacisnął palce na krańcach swojej bluzy i odwrócił wzrok od świdrującego spojrzenia ukochanej, która nie dawała za wygraną. Nie przewidział, że jeśli z nim zamieszka będzie tak nachalna. Była po prostu wkurzająca. Nie powinna wtykać swojego nosa w jego sprawy.
-Chester, nie mogę być z kimś, kto kłamie mi prosto w oczy! Widzę, że coś jest. Coś złego!
-Oh, daj mi już święty spokój kobieto! –Krzyknął i wstał od stołu. Siedzieli w kuchni, a w domu nikogo nie było, oprócz ich. –Myślisz, że mi też jest łatwo?! Staram się jak mogę, ale ty zawsze znajdziesz jakieś „ale”!
-Nie krzycz na mnie! Nie widzisz, że się o ciebie martwię?!
-Niepotrzebnie! Sam potrafię się sobą zająć! Jestem już dużym chłopcem. Czasem mam wrażenie, że traktujesz mnie jak gówniarza! –Przekrzykiwali siebie wzajemnie. Benningtonowi puściły emocje i już sam nie wiedział co mówi. Tak naprawdę mu na niej zależy… Nie wie czemu to robi. Ona po prostu coraz bardziej zaczynała go irytować.
-Chester, ja cię po prostu kocham! Czy ty tego nie widzisz?! Zachowujesz się ostatnio jak skończony idiota!
-Świetnie! Więc skoro jestem takim idiotą, to po co się tu przywlokłaś?! W ogóle po co ja ciebie tu ściągnąłem, skoro jest ci tak źle?! Droga wolna, możesz iść… -Machnął ręką w kierunku wyjścia i odwrócił się od dziewczyny plecami. Czemu tak mówi? Przecież wcale tak nie myśli… To ktoś inny. Ktoś inny teraz mówił, nie on… 
W oczach Sam stanęły łzy. Nie spodziewała się tego po nim. Przecież jest inny, był inny… Nagle coś mu się odmieniło. Nie wiedziała co jest tym powodem, czemu Chaz tak się zachowuje.
-Właśnie o tym myślałam. –Odparła najbardziej pogardliwie i obojętnie jak mogła i wstała od stołu. Otarła szybko łzy, żeby chłopak ich nie zauważył i wyszła prędko z kuchni, kierując się wprost do jego pokoju, żeby spakować swoje rzeczy.
***
Wrzucała do walizki ubrania byle jak. Nie patrzyła na to, czy są ułożone, wyprasowane, tylko po prostu chciała się stąd jak najszybciej wynosić. Nie potrzebnie tu przyszła. Mogła przewidzieć, że tak się skończy. Mogła... Łzy kapały jej bezwiednie na podłogę. Nie mogła ich powstrzymać. Jakiś niewidzialny kamień utknął jej w gardle i powodował jego ból.
-Sam… -Do pokoju wszedł Chester. –Zostaw to.
Dziewczyna na chwilę przestała. Otarła policzki i uniosła się, by na niego spojrzeć.
-Zostań. Ja.. Nie chciałem. Wcale tak nie myślę. –Zaczął lekko drżącym głosem.
Samantha prychnęła tylko i wróciła do pakowania.
-Proszę, potrzebuję cię…
Nic nie odpowiedziała.
-Sam! –Tym razem krzyknął, by ta się do niego odezwała. –Posłuchaj mnie!
-Nie, Chester! To ty mnie posłuchaj! Mam dość tych twoich wybuchów! Już nie wiem, czego się po tobie spodziewać. Zmieniłeś się i nie dostrzegasz tego! Mam już dosyć, ryjesz mi psychikę jak nigdy! Czuję się przez ciebie jak gówno, rozumiesz?! W kółko to samo, te twoje humorki. Nie wiem już co mam robić! Chester… -Znów niekontrolowane łzy spłynęły po zarumienionych policzkach. –Kocham cię, ale tak będzie najlepiej. Dla mnie i dla ciebie.
Chłopak zagryzł wargi, by nie dać znów upustu emocjom. Poczuł pod powiekami wilgoć… Nie, nie będzie płakał!
-Sami, przepraszam cię. Sam nie wiem co się ze mną dzieje… -Powiedział łamiącym się głosem. –Doprowadzam do szału samego siebie… Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie. Nie zostawiaj mnie teraz, proszę. –Schował ręce za siebie, by nie widziała jak drżą.
Dobrze wiedziała, że żałuje. Ale równie dobrze wiedziała, że to może się powtórzyć. Dwa dni temu o mało jej nie uderzył… To już nie ten sam Chester…
-Przykro mi Chaz… -Podniosła się i spojrzała mu głęboko w oczy. Widziała, że są przepełnione smutkiem i bólem. Nie potrafiła mu pomóc. Wolała najzwyczajniej w świecie się poddać. Nie miała już na to sił. Próbowała, ale jeśli on nie da sobie pomóc, to nikt go do tego nie zmusi. –Ale dopóki się nie zmienisz, nie będziemy mieszkać razem.
Pociągnęła walizkę, gdy nagle Chester rzucił się na kolana i objął ją pasie. Zaczął płakać. Po prostu płakać jak małe dziecko.
-Sam, proszę, nie zostawiaj mnie… -Ukrył twarz w jej koszulce. Poczuła na skórze brzucha jego mokre łzy, które przesiąkły przez materiał. Jego ręce tak okropnie się telepały, jakby miał dostać zaraz jakiejś epilepsji.
-Boże, Chester… -Z jej oczu również popłynęły łzy. Nie wiedziała co się dzieje. Co z nim się dzieje?! Czy mogłaby go takiego zostawić samemu sobie? Poczuła, że ogarnia ją panika. Nie wiedziała co robić.
-Proszę zostań…
Rok 2007…
-Ok., wszyscy gotowi?
-Taa.. –Odparł bez przekonania Brad, ściskając pod pachą dużą poduszkę.
-Po jakie licho ty to wziąłeś? –Podszedł do niego Joe z walizką. Miał w buzi lizaka, a z kieszeni wystawało pudełko owocowych draży.
-Żeby mieć na czym spać! Widocznie ty nie wiesz co to jest przygotowanie do podróży, skoro zapakowałeś całą walizę słodyczy!
Hahn wywrócił tylko oczami i machnął na Delsona ręką.
-Wiesz, gdybyśmy jechali pustynią i nagle popsuł się samochód, to nie wiem na co by się zdała ta twoja podusia. Ja przynajmniej miałbym co jeść.
-No rzeczywiście wykarmiłbyś całą ekipę lizakami i drażami… -Prychnął Brad i nie chcąc się już kłócić podszedł bliżej Mike’a, który był jakiś przybity.
-Hej, Mike, co jest?
-Nic takiego. Po prostu miałem na dzisiaj inne plany.
-Mhm… -Widząc, że raczej rozmowa się nie będzie kleić, usiadł sobie na walizce.
-Ok., ludzie, to wsiadamy! Kierowca będzie za pięć minut. –Podszedł do nich Adam z telefonem w ręku.
-A ty nie masz żadnych walizek? –Spytał Dave zaglądając za mężczyznę, żeby się upewnić.
-Moje już są w bagażniku. –Wyszczerzył się. –O, jest kierowca!
Starszy i grubszy mężczyzna zbliżał się do nich nieco ociągając. Trochę swoim wyglądem przypominał dużego morsa.
-Witam, panie Cherr. Chłopaki muszą tylko schować swoje bagaże i możemy ruszać.
Mężczyzna wymamrotał coś niezrozumiałego i podszedł do dużego autobusu. Wszyscy się zbliżyli i gdy otworzył bagażnik ich oczom ukazały się walizki, które zajmowały chyba 70 % przestrzeni.
-Jasny gwint! Adam, coś ty wziął? –Spytał Chester, drapiąc się po głowie. -Przecież nie jedziemy tam na rok!
-No wiesz, zawsze lepiej być ubezpieczonym.
***
-Wszyscy gotowi?
-Taak. –Odparł Rob, który siedział z Dave’em. Autobusem trochę potelepało, po czym ruszył powoli z miejsca głośno charcząc.
-Coś mi się wydaje Joe, że twój prowiant się jednak przyda… -Powiedział z sarkazmem Brad, po czym wsadził sobie w uszy słuchawki i zamknął oczy.
-Jak zawsze. –Powiedział już do siebie Hahn i uśmiechnął się z triumfem. Wyjął z kieszeni draże, po czym całą zawartość wsypał sobie do buzi.
Z przodu siedział Mike z Chesterem, a za nimi Rob i Farrell.
-Hej, Mike! –Wsunął sobie głowę między ich siedzenia Dave. –Gracie z nami w pokera?
Shinoda odwrócił głowę i zobaczył jak Rob rozkłada karty.
-Nie, dzięki, wiesz. Chyba się prześpię…
-Jasne, a ty Chaz? Chaz??
Spojrzeli na Benningtona, który już chrapał smacznie na całego.
-Hehe, ten to jest szybki. –Odparł Phoenix, po czym usiadł na miejsce.
W busie panowała raczej cisza. Adam z przodu rozmawiał szeptem o czymś z kierowcą, trzymając w ręku mapę. Mike czuł jak powieki same mu się zamykają. Oparł się wygodnie o siedzenie i spojrzał w sufit, który stawał się coraz bardziej zamazany…
-Hej, Mike! –Usłyszał tym razem głos Joe’go.
-Co?
-Mógłbyś mi pożyczyć parę dolarów?
-Parę dolarów? Ok. –Odpowiedział, po czym sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z nich skórzany portfel. –A ile dokładnie potrzebujesz?
-Och, właściwie to tylko jakieś 250 baksów.
-Że co?! –Mike spojrzał na niego wybałuszając oczy.
-Ej, przecież mówiłeś, że mi pożyczysz!
-Dobra, ale masz mi oddać. –Odpowiedział Shinoda, po czym wyjął pieniądze i podał je Hahnowi.
Ten wziął je i dodał szeptem:
-Hehe, jak będę miał ochotę…
-Joe, no chodź już grać! Ile można czekać?! –Dobiegł wszystkich głos Dave’a, po czym Joe upchnął się szybko między nim, a Robem.
-Tak właściwie, to po co ci te pieniądze? –Odwrócił się Mike z ciekawością.
-Aa, przegrałem z chłopakami w pokera. Więc albo mam im dać kasę, albo się rozebrać. Sam rozumiesz…
-Brr.. – Shinoda wzdrygnął się na myśl o nagim Hahnie i zrobił taką minę, jakby połknął dużą bombkę. –W takim razie możesz pożyczyć nawet 300 dolców, ale bez widowisk..
Chłopaki zachichotali i Mike znów odwrócił się do siebie. Chester spał dalej już lekko śliniąc sobie ramię. Mężczyzna pomyślał, że przyjacielowi może być tak niewygodnie i później może mieć problemy z szyją, więc delikatnie położył swoje dłonie na jego ramionach, po czym starając się go nie obudzić oparł o siebie. Po kilku minutach znów zaczął przysypiać. Autobusem przyjemnie telepało, więc zamknął oczy tylko na chwilkę.. Zaraz wstanie…
***
-Hahahaha! Jak to zobaczą to nas zabiją… -Usłyszał jakby z daleka głos Brada.
-Cichoo! Bo ich zbudzisz… -Odezwał się szeptem Dave.
-Nasze dwa gołąbeczki. –Dodał ze śmiechem Joe.
Mike otworzył lekko oczy. Poczuł nagle, że ktoś go obejmuje. Spojrzał w bok i zobaczył śpiącego Chestera wtulającego się w jego tors. Jedną nogę założył na nogę Mike’a , a Shinoda obejmował go lewą ręką.
-CHOLERAA!!! –Ryknął Mikey na cały autobus. –Chłopaki, to nie jest śmieszne! Nie róbcie tych cholernych zdjęć! Chester, wstawaj debilu, bo ci idioci zrobili nam zdjęcia jak spaliśmy!!!
Bennington wymamrotał coś przez sen i wyłożył się jak długi na Mike’u.
-Wiesz co! Tu mogła by ci grać cała orkiestra, a ty byś miał to w dupie… -Dodał ze złością Mike i pchnął go w drugą stronę. Wtedy Chaz spadł ze swojego miejsca i dopiero się obudził.
-Ej, co jest?! –Spytał zdezorientowany. –Już jesteśmy?
-Te ćwoki nam zdjęcia robiły, gdy spaliśmy. –Powtórzył Shinoda, mierząc chichoczących przyjaciół srogim wzrokiem.
-Tak słodko wyglądaliście… -Rozmarzył się specjalnie Joe, wtulając w Brada, chcąc przedrzeźnić dopiero śpiących.
-Odsuń się ode mnie! –Odskoczył szybko Delson, po czym wciąż się śmiejąc wrócił na swoje miejsce, a za nim Joe. Rob i Phoenix zrobili tak samo.
Chester usiadł zmaltretowany, ocierając twarz.
-Matko… -Wydyszał i spojrzał na Mike’a. –Ale jaja.
-Jaja? –Przeniósł również wzrok na Benningtona Mike i dodał: -Nie zdziwię się, jak jutro zobaczymy na necie nasze zdjęcia…
-Hej, Chaz, powinieneś nazwać swoje dziecko Mike Kenji! –Krzyknął z tyłu Joe i wszyscy znów parsknęli śmiechem. Chaz tylko podniósł do góry rękę i pokazał im środkowy palec.
Za oknem zapadła już noc, więc kierowca zapalił światła w autobusie.
-Hej, Adam! Gdzie już jesteśmy? –Krzyknął Dave do przodu. Mężczyzna się odwrócił i spojrzał na mapę.
-Wydaje mi się… że powinniśmy być teraz na autostradzie..
Wszyscy wyjrzeli za okna. Nic nie wskazywało na to, by znajdowali się właśnie na autostradzie. Było ciemno, ale doskonale można było poznać, że otacza ich zwykłe pustkowie bez najmniejszego śladu cywilizacji. Jedynym podobieństwem do autostrady była szosa. 
David przełknął głośno ślinę.
-Jesteś pewien..?
-Nie wiem… -Odparł po chwili wahania Adam i rzucił im uśmiech na pocieszenie.
-Nie no, bez jaj. O 6 mamy być na miejscu, nie mówcie, że się zgubiliśmy. –Powiedział Chester i odpalił papierosa.
-Ej, Chaz, nie tutaj, co?! –Zganił go Shinoda i wyjął mu z ust fajkę, po czym wyrzucił ją przez okno.
-Hej! Kiedy długo nie palę jestem bardzo nerwowy! Chyba nie chcecie, żebym był nerwowy, mhmm?
Nagle autobusem zaczęło porządnie telepać. Wszyscy złapali się siedzeń, które skakały im w oczach to w górę, to w dół.
-Co.. się… do… cholery…dzieje?! –Przerywał  z każdym podskokiem Dave.
-Jezu, mój laptop jest niezabezpieczony! –Krzyknął z rozpaczą Mike. –Wsadziłem… go luzem.. do walizki..
-Ej… Adam! –Wrzasnął, próbując przekrzyczeć cały harmider Chester. –Co się… ał! Dzieje?!
-Mamoo!! –Krzyczał z rozpaczą Brad i chwycił się szybko Joe’go, na którego grawitacja najwyraźniej nie działała.
-Trochę… wyboista droga…! –Odkrzyknął Adam, ledwo chroniąc się przed spadającą z góry torbą.
Nagle autobus stanął i wszystkimi porządnie wstrząsnęło. Niektóre rzeczy pospadały z półek i walały się po autobusie.
-Matko, czy to już koniec…? –Spytał z zamkniętymi oczami Delson, wciąż kurczowo trzymając się Hahna.
-Zaraz zwymiotuję… -Zatkał sobie usta Dave i szybko wybiegł z autobusu.
Mike wstał i przeszedł powoli na przód trzymając się siedzeń, by się nie przewrócić.
-Co to było? –Spytał, podchodząc do kierowcy i Adama.
-Mike… -Zaczął mężczyzna i dodał szeptem: -Chyba się zgubiliśmy, ale nie mów reszcie, bo zacznie się panika.
Shinoda wytrzeszczył oczy i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jak to się zgubili? To nie możliwe!
-Adam, żartujesz sobie? Za kilka godzin powinniśmy być w Las Vegas! –Starał się mówić najciszej i najspokojniej jak się da.
-Wiem, wiem, ale to nie moja wina! –I tu się nachylił: -Kierowca wziął chyba zła mapę…
-Cholera jasna! –Wrzasnął tym razem na cały autobus Shinoda.
-Mike, ciszej! –Powiedział Adam, po czym obejrzał się do tyłu.
Ktoś coś powiedział, ale niedosłyszalnie.
-Na razie nie wywołujmy paniki, ok.? Może po prostu skręciliśmy w złą stronę, czy…
-No taak. Jak wzięliśmy złą mapę, to na pewno raz skręciliśmy w tą złą stronę! –Rzucił z sarkazmem pół-Japończyk.
-Ej, chłopaki! –Usłyszeli głos Phoenixa i wszyscy wyszli z autobusu. –Czy to nie paliwo tam ścieka od dołu? –Spytał wskazując palcem spód samochodu. 

/ Angel.Park

13 komentarzy:

  1. Jedno słowo: SZCZAM XD

    Anyway, dużo wzięłaś z tych "funny moments" xD Ale i tak jest git xD Śpiący Chazzy <3 Aww <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to chodziło;) Bo to ma być jakaś tam ich "historia", nie? To nie mogło tego zabraknąć. A zresztą to wzięłam tylko jak Joe sępi kasę...:P

      Usuń
  2. Się porobiło ;o Oby się, hmm.. znaleźli.
    I Tb też wesołych świąt :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Padłam ze śmiechu, te "funny moments" wykorzystane idealnie!
    Boże, ale scena z Bennodą, to było genialne, sądziłam, że Mike zamorduje chłopaków na miejscu; Adam i jego walizki bardzo mi się podobają... Mam tylko nadzieję, że Joe nie będzie ich wszystkich musiał żywić swoimi słodkościami przez czas tych... napraw.
    Mniejsza z tym, zaraz streszczę tutaj cały rozdział. Naprawdę bardzo mi się podobało.
    Dużo weny i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział i te funny moments ^^. No genialnie.
    Zapraszam na nowy rozdział: lost-in-your-mistakes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezuuuuuuuu! Biedny Chester, szkoda mi go trochę, ale mam nadzieję, że będzie OK. Joe mnie rozwala(jak zwykle zresztą), a Chaz jeszcze bardziej z tą orkiestrą. Mam nadzieję, że dojadą do LV, oby. Wesołych Świąt, weny i czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak swoją drogą to kiedy następny? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Heh, nie wiem. Jak napiszę, to dodam. Ewentualnie w następną sobotę..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ok moge spać spokojnie. Weny życzę i Linkinowych Świąt xD :D

      Usuń
  9. Zapraszam do siebie na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń