-Odchodzę.
-Co?!
-Sorry, chłopaki, ale nie widzę w tym już najmniejszego sensu. -Mark machnął niedbale ręką, po czym wsadził ją w kieszeń. -Tym razem na poważnie.
-Stary, ale my nie mamy wokalisty! Nie rób tego. Niedługo ma się z nami skontaktować Jeff Blue! -Delson wyrzucił ręce w powietrze, widząc już u Shinody minę, która wskazywała na to, że pół-Japończyk nie ma ochoty toczyć dalej tej dyskusji.
-I tak, kurwa, nic z tego nie wyjdzie! Myślicie, że z takim gównem zajdziemy gdziekolwiek?! -Warknął Wakefield.
Chłopaki zmarszczyli czoła, mocno urażeni tym co powiedział.
-Kiedyś mówiłeś co innego. -Powiedział David, opierając się o ścianę. -Mówiłeś, że ci się podoba, że na pewno nam się uda. Gdzie jest ten dawny Mark?
-Daj spokój.. -Chłopak wziął oddech. -Spadam. Umówiłem się z Mary Thomson. Cześć!
Wakefield odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Czy mi się zdaje, czy on ma do nas pretensje za to, że odchodzi? -Zagadnął Joe.
-Raczej za to, co robimy. -Dopowiedział Shinoda z poważną miną, wciąż wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął wokalista.
-Pierdolić to. -Delson rzucił się na kanapę. -Damy radę bez niego. Znajdziemy nowego wokalistę!
***
-To będą najlepsze urodziny w moim życiu! -Krzyknął Chester. -Tak się najebię, że nie będę nawet pamiętał jak się nazywam, a co!
-Cóż za życiowy cel. -Samantha uniosła brew i wyjrzała zza gazety. -Bo rzadko to robisz.
-Daj spokój, kochanie. -Bennington przytulił ją od tyłu. -Dobra, ja spadam, bo za 15 minut zaczynam pracę.
-Bądź grzeczny! -Krzyknęła, gdy chłopak stał już przy wyjściu.
-Zawsze jestem. -Puścił jej oczko i wyszedł.
-Ohh, zima i wiosna.. -Zaczął nucić po drodze. -Idą... ramię w ramię. Tadada...Tak jak..mhmm.. moja miłość i ból... nananaa... -Kopnął jakiś kamień, który leżał po drodze i włożył ręce w kieszenie spodni, wymyślając to kolejne słowa do tylko sobie znanej melodii. -Jak myśl o... o tobie. Cholera, zaraz napiszę piosenkę. -Zaśmiał się pod nosem.
Nagle zadzwonił telefon.
-Halo?
-Cześć! Ty jesteś Chester Bennington?
Chłopak stanął lekko skołowany na chodniku.
-Eee... a kto mówi?
-Jestem Jeff Blue.
-Nie znam.
-Domyślam się. Słuchaj, jedna fajna kapela, szuka wokalisty i..
-Ee słuchaj, Joff...
-Jeff.
-Jeff, Joff, cokolwiek. Ja mam już kapelę i nie szukam drugiej, a zresztą nie lubię jak ktoś sobie robi ze mnie jaja, nara. -I natychmiast się rozłączył.
-Idiota. -Rzucił do siebie i schował telefon do kieszeni. -Myśli, że dam się nabrać na jakieś gówno.
Zaczął iść dalej i po chwili zobaczył przed sobą znajomy budynek Burger King...
Rok 2007...
-Zostaw to. -Mężczyzna spojrzał na żonę. -Powiedziałem: zostaw to!
-Nie! -Krzyknęła prawie desperacko.
-Kobieto, chcesz się pociąć?! Zostaw tą marchewkę. -Podszedł do niej i złapał za rękę, po czym wyrwał z niej nóż.
Anna zaczęła płakać.
-Boże, Mike... Nie mogę już znieść tego czekania... -Odwróciła się do niego i wtuliła wypłakując w jego koszulkę litry łez.-Drugi dzień....
-Spokojnie, policja zadzwoni jeśli go znajdą, a na pewno to zrobią. -Przytulił ją do siebie i pocałował delikatnie we włosy.
Było ciężko. I to bardzo, ale nie chciał się załamywać przy żonie, bo ona była już na skraju wytrzymałości. Starał się być silny, ale pomału wszystko go przerastało... Nie mógł nic zrobić, żeby odnaleźć Otisa. Szukali go wszędzie z Anną i jedyna nadzieja pozostała w policji.
-Usiądź, zaparzę ci melisy. -Pchnął ją lekko ku stołowi.
Kiwnęła głową i powoli ruszyła. Czuła jak całe jej ciało drży. O tej porze Otis jadłby już śniadanie.. Siedzieliby razem w kuchni i wszystko byłoby w porządku. To jej wina i tylko jej. Jak mogła na to pozwolić?
Wyjrzała przez okno z utęsknieniem, jakby chcąc ujrzeć tam małego Otisa zmierzającego jakimś cudem w stronę domu. To niemożliwe, on jest jeszcze mały. Ledwo sam chodzi... Nagle ujrzała zajeżdżający wóz policyjny. Coś ścisnęło ją za serce.
-Mike, policja! -Jej źrenice natychmiast się rozszerzyły i ogarnęła ją jeszcze większa fala paniki. -Mieli zadzwonić jeśli go znajdą! Mieli zadzwonić!
-Anna, spokojnie! -Podszedł szybko do okna i wyjrzał. Z samochodu wysiadło dwóch mężczyzn w mundurach.
-Mieli zadzwonić, jeśli wszystko będzie w porządku! -Zaczęła płakać. -Po co przyjechali?! Nie, tylko nie mój Otis!
-Uspokój się! -Potrząsnął nią lekko i w tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. W jednakowym czasie ruszyli do nich pędem.
Kobieta przyłożyła dłonie do ust, zaciskając mocno powieki.
-Dzień dobry. -Przywitał się policjant, gdy Shinoda otworzył drzwi.
-Dzi-dzień dobry. -Odparł z miną świadczącą o tym, że ten dzień jednak wcale nie jest taki dobry.
-My w sprawie..
-Domyślamy się. -Przerwała szybko Anna. -Co z... Otisem? -Spojrzała na niego ze strachem.Czuła, że za chwilę zemdleje. Nogi były jak z waty, więc złapała szybko ramienia męża.
Policjant westchnął ciężko, po czym powiedział:
-Otis jest...
Rok 1996...
-Jeff! Siema.
-Cześć, ludzie. -Przywitał się, wchodząc do pokoju Shinody. -To tutaj się ulokowaliście.. -Rozejrzał się.
-Taa.. mamy nadzieję, że tylko tymczasowo. -Odparł Mike z uśmiechem. -Co tam, masz coś dla nas?
-Na razie nic. Dostałem namiary na niezłego wokalistę, ale chyba nie jest chętny. -Westchnął wzruszając bezsilnie ramionami.
-Lepiej, żeby ten bambus się namyślił. -Rzucił Hahn, jedząc chipsy serowe i popijając colą. -Nie wie, co traci!
Rob tylko burknął coś niezrozumiałego i usiadł na kanapie.
-Emm, to pokażcie mi jakieś nowe nagrania. -Przerwał niezręczną ciszę Blue i Shinoda natychmiast odpalił kompa.
Po 15 minutach przesłuchiwali trzecią piosenkę.
-I jak? -Spytał Brad, wbijając wzrok w Jeffa, który ze skupieniem słuchał i bujał delikatnie głową do rytmu.
-Niezłe..
-Tylko niezłe? -Delson wciąż świdrował go spojrzeniem.
-Tak. -Tym razem mężczyzna przeniósł wzrok na Shinodę, który był lekko zdenerwowany. Wciąż przygryzał wargę i miał minę zbitego pieska. Wyglądał jakby miał za chwilę zejść z tego świata.
-Ej, ludzie, spokojnie. -Podniósł ręce w geście uspokojenia ich. -Nie spinajcie się tak.
-To jest dla nas bardzo ważne. -Powiedział poważnie Mike. -Więc chcemy wiedzieć na czym stoimy.
-No doobra. -Zaczął bardziej rzeczowym tonem i wyprostował swoją koszulę, która lekko się wymięła. -Trochę poprawiłbym coś w tej piosence. -Wskazał na monitor, pokazując "Soundtrack 7". -No i ewentualnie w tej. Tą akurat bym wydłużył, ale wyrzuciłbym ten wers, gdzie jest ta wzmianka o panice. Coś mi tam nie pasuje.
Po 10 minutach krytyki chłopaki stali z opadniętymi szczękami.
-To teraz nie zostawiłeś na nas suchej nitki. -Skwitował wszystko Joe. -Koleś, przyczepiłeś się każdej piosenki!
-Więc to oznacza, że... -Zaczął Shinoda z przerażeniem w oczach.
-Że was biorę! -Wyszczerzył się Jeff, wstając.
Wszyscy zrobili miny jakby właśnie stał przed nimi nago.
-Ale..
-To, że zjechałem trochę wasze piosenki, nie znaczy, że mi się nie podobały. Macie, chłopaki coś w sobie o to mi się podoba. Mam zamiar wydać na was każdy możliwy grosz i mam nadzieję, że się nie zawiodę. -Mrugnął do nich i wyszedł.
-Słyszeliście to?! -Pisnął cicho Brad.
Wszyscy rzucili się na siebie ze śmiechem.
-Będziemy bardziej sławni niż Metallica! -Wrzasnął z radością Dave.
__________________________________*
Tak, wiem, że krótkie, ale chyba się wypaliłam, i jak już wspomniałam w poprzednim rozdziale niedługo to zakończę. Jednak nie sprostałam zadaniu. Nie wiem kiedy, ale mam nadzieję, że wkrótce. Trochę się przywiązałam do tego bloga i niełatwo jest tak nagle zamknąć jakiś tam rozdział w swoim życiu, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Zaczęłam/ zaczynam/ zacznę nowe opowiadanie i wciąż coś tam zmieniam, żeby było jak najlepsze i tym razem nie popełnię tego samego błędu co z tym. Najpierw napiszę je całe, a potem dopiero będę publikować. Tak więc, dzięki za tyle wyświetleń i wielkie dzięki dla wszystkich czytających!:)
-Lepiej, żeby ten bambus się namyślił. -Rzucił Hahn, jedząc chipsy serowe i popijając colą. -Nie wie, co traci!
Rob tylko burknął coś niezrozumiałego i usiadł na kanapie.
-Emm, to pokażcie mi jakieś nowe nagrania. -Przerwał niezręczną ciszę Blue i Shinoda natychmiast odpalił kompa.
Po 15 minutach przesłuchiwali trzecią piosenkę.
-I jak? -Spytał Brad, wbijając wzrok w Jeffa, który ze skupieniem słuchał i bujał delikatnie głową do rytmu.
-Niezłe..
-Tylko niezłe? -Delson wciąż świdrował go spojrzeniem.
-Tak. -Tym razem mężczyzna przeniósł wzrok na Shinodę, który był lekko zdenerwowany. Wciąż przygryzał wargę i miał minę zbitego pieska. Wyglądał jakby miał za chwilę zejść z tego świata.
-Ej, ludzie, spokojnie. -Podniósł ręce w geście uspokojenia ich. -Nie spinajcie się tak.
-To jest dla nas bardzo ważne. -Powiedział poważnie Mike. -Więc chcemy wiedzieć na czym stoimy.
-No doobra. -Zaczął bardziej rzeczowym tonem i wyprostował swoją koszulę, która lekko się wymięła. -Trochę poprawiłbym coś w tej piosence. -Wskazał na monitor, pokazując "Soundtrack 7". -No i ewentualnie w tej. Tą akurat bym wydłużył, ale wyrzuciłbym ten wers, gdzie jest ta wzmianka o panice. Coś mi tam nie pasuje.
Po 10 minutach krytyki chłopaki stali z opadniętymi szczękami.
-To teraz nie zostawiłeś na nas suchej nitki. -Skwitował wszystko Joe. -Koleś, przyczepiłeś się każdej piosenki!
-Więc to oznacza, że... -Zaczął Shinoda z przerażeniem w oczach.
-Że was biorę! -Wyszczerzył się Jeff, wstając.
Wszyscy zrobili miny jakby właśnie stał przed nimi nago.
-Ale..
-To, że zjechałem trochę wasze piosenki, nie znaczy, że mi się nie podobały. Macie, chłopaki coś w sobie o to mi się podoba. Mam zamiar wydać na was każdy możliwy grosz i mam nadzieję, że się nie zawiodę. -Mrugnął do nich i wyszedł.
-Słyszeliście to?! -Pisnął cicho Brad.
Wszyscy rzucili się na siebie ze śmiechem.
-Będziemy bardziej sławni niż Metallica! -Wrzasnął z radością Dave.
__________________________________*
Tak, wiem, że krótkie, ale chyba się wypaliłam, i jak już wspomniałam w poprzednim rozdziale niedługo to zakończę. Jednak nie sprostałam zadaniu. Nie wiem kiedy, ale mam nadzieję, że wkrótce. Trochę się przywiązałam do tego bloga i niełatwo jest tak nagle zamknąć jakiś tam rozdział w swoim życiu, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Zaczęłam/ zaczynam/ zacznę nowe opowiadanie i wciąż coś tam zmieniam, żeby było jak najlepsze i tym razem nie popełnię tego samego błędu co z tym. Najpierw napiszę je całe, a potem dopiero będę publikować. Tak więc, dzięki za tyle wyświetleń i wielkie dzięki dla wszystkich czytających!:)
Much love,
Angel.Park
Angel.Park
Ja nie wiem, co się ze mną dzieje, ale jak widzę kolejny rozdział to zaczynam wydawać jakieś godowe dźwięki xD
OdpowiedzUsuńTrochę krótki, ale nic, przynajmniej miałam co poczytać. Poza tym, strasznie ciekawi mnie, jak się potoczy sprawa z Chesterem i rozwalił mnie moment z urodzinami. Mam nadzieję, że z Otisem nic poważnego i że nie zakończysz tego w moim stylu (zabijesz wszystkich co do jednego). Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, wstawiaj go szybko, błagam. Wow, jaki długi komentarz. No ale nic, pozdrawiam, weny życzę i zapraszam do siebie :****
"Otis jest..." Nie no błagam! Teraz całymi dniami będę się zastanawiała co się z nim stanie. Mam nadzieje ze nic złego.
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania. Szkoda że je kończysz. Ale cóż, twój wybór.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
Nie jestem zaskoczona,cała ta historia jest żywcem zdjętą z "Wszystko jest Hybrydą"... Trochę szkoda. Ale nieważne,teraz kwestia Otisa: ani mi się waż go mordować! Za dużo razy się naczytałam opowiadań z tym martwym maluchem,płacząc,więc oszczędź mi cierpień.
OdpowiedzUsuńW życiu zawsze przychodzi czas na to,że trzeba kończyć niektóre rzeczy. Będę czekać na twoje kolejne dzieło z niecierpliwością :)
S.
O to mi chodzi, że ma być pod "Wszystko jest hybrydą", gdyż fakty są zmieszane z fikcją.
UsuńPrzepraszam, że dopiero. Z dużym opóźnieniem, ale jestem!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że kończysz, ale wiadomo, wszystko ma swój koniec, a lepiej skończyć z klasą niż się wypalać, tak przynajmniej mi się wydaje :)
Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze w tematyce LP.
Dobrze się czytało.
Pozdrawiam, Queen Anna.
Kiedy nowyyyyyy???? Brakuje mi GD <3 Czekam i zapraszam też do sb:
OdpowiedzUsuństarting-to-fly-gd.blogspot.com
colors-of-my-hope.blogspot.com
dont-you-cry-tonight-gnr.blogspot.com :D
Świetne. Naprawdę szkoda, że przerwałaś bloga.
OdpowiedzUsuń